Pielęgniarka: – Tabletki wszystkie pani łyka, pani Asiu?
Asia: – Wszystkie łykam. Jak trzeba.
Pielęgniarka: – Coś za mało. Ciągle pani gada.
Asia: – Mamy trzecie tysiąclecie. Radio Maryja jest w Ziemi Świętej. Osiem osiem przecinek dziewięć zero.
Pielęgniarka: – To jest właśnie ta ich dokładność...
Asia: – Dokładność musi być.
Pielęgniarka: –... przy schizofrenii. Do cyfr, do pisania. Będą tłumaczyć aż do przesady.
Asia: – A to jest takie złe?
Pielęgniarka: – Nie, no dobre jest.
Asia: – Ale ze schizofrenii się można wyleczyć. Ja się wyleczyłam.
Pielęgniarka: – Pani Asiu, nigdy się pani nie wyleczy ze schizofrenii. Są okresy polepszenia, czyli remisja, ale leki trzeba brać całe życie.
Asia, przewracając oczami: – A po tej perrrrazynie to miałam, ho ho!
Pielęgniarka: – No bo to jest stary lek. Teraz są nowsze, lepsze. Leczymy depakiną, zolafrenem.
Asia: – I już tak się nabrałam, że nie chcę jej jeść. Teraz chcę brać ten lek w kropelkach. I lekarstwo ojca Grande z bonifratrów. Tylko że zabrakło mi pieniędzy i wylądowałam tutaj. Bo 60 zł zostało mi z renty, to mogłam kupić lekarstwo ojca Grande albo buty na Wszystkich Świętych.
Pielęgniarka: – To całe szczęście, że pani te buty kupiła.
Asia: – Tak, nogę mi obtarły. Zdenerwowały mnie. Zimne, niewygodne, twarde, oszukańcze. Za 60 zł takie byle co? Nawet kopnąć w tyłek nie można, bo nie wiem, kto je robił. No, już mam dosyć. Już się nagadałam.
Pielęgniarka: – Gonitwa myśli.