Archiwum Polityki

Krzyż Zasługi dla Beenhakkera

Grać dobrze i wygrać to żadna sztuka. Ale wygrywać, grając nawet słabo, to już prawdziwy wyczyn. W ostatnich kilku meczach nasi piłkarze grali przeciętnie, a jednak schodzili z boiska z poczuciem dobrze wykonanej roboty. Tak było podczas niedawnego warszawskiego meczu ze słabymi Kazachami, którzy pierwsi wbili nam gola i dopóki nad stadionem szczęśliwie nie zgasło światło, coraz śmielej poczynali sobie na murawie. W zeszłą sobotę z Belgią też naszym nie szło, a jednak dwie akcje zakończyły się sukcesem i Stadion Śląski wprost oszalał ze szczęścia. Spełniły się marzenia pokoleń, nasi piłkarze po raz pierwszy w historii wywalczyli awans do mistrzostw Europy! – wykrzykiwali rozentuzjazmowani komentatorzy.

Okazało się, że kibicem piłkarskim jest także prezydent Lech Kaczyński, który zapowiedział, że odznaczy trenera Leo Beenhakkera Krzyżem Zasługi. Jeżeli kogoś odznaczać, to rzeczywiście holenderskiego trenera, który bez wątpienia jest największą gwiazdą naszej reprezentacji.

Nie mamy natomiast wielkich piłkarzy, z wyjątkiem bramkarzy, którzy jednak nie zdobywają bramek. Większość naszych kadrowiczów grających w zagranicznych klubach grzeje ławę, mówiąc językiem piłkarskim, czyli spędza mecze w towarzystwie rezerwowych. Nawet kapitan biało-czerwonych Maciej Żurawski od dłuższego już czasu nie może powrócić do składu Celticu Glasgow, a przecież nie jest to Real Madryt. Typowa kariera wybijającego się krajowego piłkarza wygląda następująco: zwraca na siebie uwagę na ligowych boiskach, wyjeżdża za granicę do klubu niekoniecznie czołowego, by po kilku miesiącach stracić miejsce w podstawowej jedenastce. Nie przypadkiem wyróżniającym się zawodnikiem reprezentacji jest Ebi Smolarek, który uczył się grać w piłkę w Holandii.

Polityka 47.2007 (2630) z dnia 24.11.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 9
Reklama