Nie tylko najwięksi narciarscy zapaleńcy zaczynają sezon w listopadzie lub na początku grudnia, a kończą w maju. Wczesne narty to szansa na prawdziwie zimową górską przygodę. Późne – to nadzieja na najcudowniejszy do jazdy gatunek śniegu – firn.
Austria: narty wczesne, narty późne
Od lat już narciarską godzinę „0” wyznacza w Europie austriackie Sölden. To tam, na lodowcu Rettenbach, już pod koniec października odbywają się pierwsze w nowym sezonie zawody alpejskiego Pucharu Świata FIS. Tam też swój Puchar Świata inaugurują w tym okresie snowboardziści. Obie imprezy są traktowane jako symboliczne otwarcie sezonu nie tylko przez zawodowców, ale i amatorów.
Faktycznie: leżące w dolinie Ötztal (tuż przy granicy z Włochami) Sölden jest wymarzonym miejscem tak na wczesne, jak późne narty (sezon zamknąć ma równie huczny Festiwal Lodowca w pierwszych dniach maja 2008 r.). Absolutną pewność śniegu dają dwa nieodległe i połączone kolejką linową w jeden region lodowce Rettenbach i Tiefenbach. Są tam łącznie 34 km tras na wysokości 3250 m. Zresztą często i niżej śnieg zalega nadzwyczaj długo. Stacja nie bez powodu reklamuje się hasłem: „Carving na wysokości 1377–3250 – od października do maja”. Rzeczywiście: 150 km tras w Sölden wytyczono głównie na rozległych połoninach, co sprzyja tej technice jazdy. Z kolei nader liczne bary i dyskoteki w samym miasteczku odpowiadają kojarzonej z nią – i ze snowboardem – kulturze. Bogate życie nocne Sölden stało się niemal taką samą wizytówką ośrodka, jak legendarne widoki z trzech górujących nad nim trzytysięczników oraz przekaz, że to właśnie tamtędy Hannibal przedzierał się przez Alpy.