Archiwum Polityki

Życie po kłamstwie

Prokuratorów, sędziów i adwokatów zweryfikowano 10 lat temu. Złożenie nieprawdziwego oświadczenia oznaczało dziesięć lat bez wyuczonej pracy. Co robią teraz ci wykluczeni?

Niemal każdy czuje się zobowiązany choćby napomknąć, co było w jego aktach, co podpisał, a czego nie. To, co zrobili – mówią – było tak błahe, iż do głowy im nie przyszło, że to współpraca. Że były inne czasy. Że nikomu nie zaszkodzili. Że nie brali żadnych pieniędzy. Że nie wiedzieli, iż znajomy od wypraw na ryby jest esbekiem. A gdy się dowiedzieli, to przegnali drania, gdzie pieprz rośnie. Ale tego sędziowie nie chcieli badać.

Porównują swoje procesy z tymi najgłośniejszymi. Te analogie nasuwają się niejako automatycznie, bo kogoś sądził ten sam skład co Mariana Jurczyka albo Zytę Gilowską. Zawartość akt była podobna, tylko wyroki różne. – Inna jest pozycja wicepremiera rządu, a inna prowincjonalnego adwokata – stwierdza jeden z lustracyjnych kłamców.

Inna kwestia, że Sąd Lustracyjny jakby z czasem nabierał dystansu do badanej materii. – To było poniżające – wspomina swój proces Jan M., rocznik 1938, wykluczony z palestry w 2000 r. – Niby były dwie strony, a tylko jedna miała coś do powiedzenia. Zgłaszałem świadków, sąd odrzucał mój wniosek. Zgłaszał świadków rzecznik Nizieński, sąd wniosek przyjmował. Potem człowiek opadł z sił i myślał: a róbcie sobie, co chcecie. Była surowość, żadnych wytłumaczeń, żadnej tolerancji. Sędziowie wyraźnie się tego Nizieńskiego bali. Z tych pierwszych procesów – tłumaczy M. – nikt się nie wywinął. Później to przechodziło znacznie łagodniej. Nawet ci, którzy brali pieniądze za współpracę, mieli szansę na oczyszczenie. Teraz, gdy przejmą to normalne sądy, będzie jeszcze łatwiej.

Trudny był też dla M. moment, gdy uprawomocniło się orzeczenie. Na salę sądową podczas rozprawy, w której występował jako obrońca, weszła sekretarka. Powiedziała, że jest telefonogram z Warszawy, rozprawę trzeba przerwać i wyznaczyć nowego obrońcę.

Polityka 19.2007 (2603) z dnia 12.05.2007; Kraj; s. 42
Reklama