Archiwum Polityki

Jeziora nie zmieściły się na mapie

Ormianom nie przeszkadza, że ich państwo jest dziś małe. Według nich Armenia jest potężna, wszechogarnia­jąca. Gruzini opowiadają dowcip o ­ormiańskim szóstoklasiście, który przyszedł do księgarni po globus Armenii.
JR/Polityka

Oficjalnie powierzchnia kraju wynosi niecałe 30 tys. km kw., czyli ponad dziesięć razy mniej niż obszar Polski. Do tego należałoby jeszcze dorzucić sporą część Azerbejdżanu, którą ormiańska armia okupuje od zwycięskiej wojny z lat 1992–94 o Górski Karabach. W sumie i tak wychodzi niewiele. Zwłaszcza w porównaniu z historyczną Armenią.

– Jak powszechnie wiadomo, największymi jeziorami Armenii, zwanymi ormiańskimi morzami, są Sewan, Wan i Urmia – oświadcza Howo, student turystyki z Erewanu. Nie zbija go z tropu fakt, że jedynie Sewan uchował się w granicach Armenii, Urmia to największe jezioro Iranu, a Wan znajduje się w Turcji. Ale Howo, tak jak większość jego pobratymców, myśli o innej Armenii, tej z epoki króla Tigranesa Wielkiego, który w I w. p.n.e. zawojował lub zhołdował tereny dzisiejszej Gruzji, Azerbejdżanu, szmat Iranu, Iraku, Turcji, Syrię oraz Ziemię Świętą.

Dzieje Armenii rozciągają się na całe tysiąclecia: w 301 r. pierwsza przyjęła chrześcijaństwo jako religię państwową, tu opracowano technologię produkcji wina, kartografowie zwykli umieszczać biblijny raj gdzieś w pobliżu Erewanu. Zresztą, gdy po potopie Noe osiadł na szczycie Araratu – jak mówi Howo, najwyższej góry Armenii – kto już czekał na arkę i pomagał ją cumować? Oczywiście Ormianie.

Jeśli dokładnie przyjrzeć się mozaice narodów Kaukazu, widać, że Ormianie ze swego państewka wylewają się w dwóch kierunkach: na wschodzie, w Górskim Karabachu, o który od prawie 20 lat walczą z Azerami. I jeszcze na północy, gdzie ormiański cypel wcina się w Gruzję. Ten cypel to Dżawachetia. Gruzini, bądź co bądź naród zahartowanych górali, nigdy nie mieli ochoty na dobrowolne osiedlanie się w wyżynnej Dżawachetii, nazywanej gruzińską Syberią, w XIX w.

Polityka 19.2007 (2603) z dnia 12.05.2007; Świat; s. 54
Reklama