Archiwum Polityki

Inteligencka tęsknota za inteligentnym politykiem

Rozmowa z prof. dr. hab. Edwardem Nęcką, psychologiem, o psychicznych walorach i ułomnościach polityków

Joanna Cieśla: – W książce „Człowiek – umysł – maszyna. Rozmowy o twórczości i inteligencji” mówi pan, że inteligencja to jeden z czynników, na podstawie których najłatwiej można przewidywać życiowy sukces.

Edward Nęcka: – Najłatwiej, co nie znaczy, że ze stuprocentową pewnością. W USA badano związek między poziomem inteligencji a rocznym dochodem. Na skali od 0 (brak związku) do 1 (całkowita pozytywna współzależność) uzyskano wynik 0,26.

A w jakim stopniu inteligencja przekłada się na sukces polityczny?

Inteligencja pomaga w polityce jak w każdej dziedzinie. Ale raczej jako warunek konieczny, lecz niewystarczający do sukcesu.

Partia Demokratyczna, w której średnie IQ było z pewnością wysokie na tle polskich ugrupowań politycznych, nie była w stanie samodzielnie poradzić sobie w życiu publicznym. Czy nadmiar inteligencji może przeszkadzać?

To się zdarza. Psychologia społeczna i socjologia opisują gremia eksperckie, obdarzone bardzo wysokim poziomem inteligencji i wiedzy, które jednak mają skłonność do zadziwiająco nieracjonalnego działania. W takich grupach często pojawia się arogancja intelektualna – założenie, że my jesteśmy głosicielami jedynej prawdy, a także wzajemna adoracja, lekceważenie przeciwnika i przekonanie, że nam się musi udać, bo jesteśmy wspaniali.

Czyli wysoka inteligencja, wysoka sprawność poznawcza prowadzą do zamknięcia poznawczego?

Mogą prowadzić. Mówimy tutaj o syndromie grupowego myślenia, czy w tym przypadku raczej – grupowego ogłupienia. Zjawisko synergii obserwujemy, gdy efekt działalności grupy jest wyższy, niż wynikałoby z sumy zdolności jej członków. Tu widać odwrotność: grupa inteligentnych ludzi działa poniżej poziomu najmniej inteligentnego członka tej grupy.

Polityka 19.2007 (2603) z dnia 12.05.2007; Ludzie; s. 92
Reklama