Archiwum Polityki

Łajdactwo

Pisałem niedawno w „Polityce”, że w tzw. IV Rzeczpospolitej już wszystko można. Szkalować, nurzać w błocie, obrzucać ścierwem insynuacji. Ale przecież tych parę tygodni temu pisałem to myśląc, że wyostrzam, używam felietonistycznego prawa do jaskrawienia barw, nawet przesady. Wierzyłem wtedy jeszcze, tych parę tygodni temu, że są sprawy bezsporne, nietykalne, nie zawaham się użyć słowa: święte. Że są ludzie, którzy zapisali swoją biografię tak bezsporną kartą, że nikt nie odważy się wylewać na nich pomyj. Myliłem się. Nie ma granic podłości.

W „Naszej Polsce” (nr 16 z 17 kwietnia 2007, s. 20) publikuje Wojciech Reszczyński artykulik pod tytułem „Prawda o powstaniu w getcie”. Nie ma w tym steku bzdur ani słowa prawdy, co może wykazać Reszczyńskiemu raczkujący nawet historyk. Nie o to jednak chodzi. Markowi Edelmanowi nie podobają się rządy braci Kaczyńskich, trzeba więc Marka Edelmana pokryć plwociną. Dowiadujemy się otóż, że nie ŻOB organizował bohaterski zryw 19 kwietnia 1943, a Marek Edelman „legendę powstania w getcie zawłaszczył”. To jeszcze między niedouczonymi historykami mogłoby być przedmiotem dyskusji. Ale Reszczyński idzie dalej. Edelman pisze we wspomnieniach o analogicznym do akcji AK likwidowaniu przez ŻOB agentów gestapo w getcie. Reszczyński na to: „Ci, których likwidował ŻOB, być może byli złymi Żydami”. Być może...

Po drugiej stronie muru nie wahano się z kwalifikacją gestapowskiego szpicla. Nie był on „być może” złym Polakiem, ale zbrodniarzem, do którego strzelali, narażając bohatersko własne życie, wyznaczeni egzekutorzy. To samo bohaterstwo w dziewiątym kręgu piekieł, gdzie skutki każdego donosu były wielekroć straszniejsze, ubrane jest przez Reszczyńskiego w cudzysłów.

Polityka 19.2007 (2603) z dnia 12.05.2007; Stomma; s. 110
Reklama