Archiwum Polityki

Wojna kultur

O polskiej demokracji istnieją dwie całkowicie sprzeczne opinie, jakbyśmy mieszkali w dwóch różnych krajach. Przeciwnicy PiS uważają, że państwo stacza się ku Białorusi albo i gorzej, obóz władzy odpowiada, że to jakaś obsesja, a zarzuty są śmieszne, bo wolność, zwłaszcza atakowania rządu, jest wręcz rozpasana.

Faktycznie w żadnym miejscu władza nie zrobiła czegoś naprawdę drastycznego, co uzasadniałoby tezę, że demokratyczny porządek jest zagrożony w swoich fundamentach.

Pytanie zatem jest takie: dlaczego demokracja Kaczyńskich, choć mieści się bez trudu w szerokich ramach tego ustroju, dla dużej części przeciwników PiS jawi się jako niecywilizowana, prostacka, wręcz wstrętna. Najprostsza odpowiedź: PiS wprowadza pewien model demokracji, który można nazwać regulaminowym. To dość daleko odbiega od tzw. demokracji liberalnej, którą próbowaliśmy skopiować z Zachodu.

Państwo służy zbawieniu

Tam, gdzie główny nurt demokracji zakłada prymat jednostki, PiS wprowadza pojęcie wspólnoty, której jednostka musi się podporządkować. Dla PiS ogólnie pojęty porządek i rygor są ważniejsze niż jednostkowa wolność i prywatność. Dla demokracji liberalnej ważna jest nadrzędność procedur, które mają gwarantować polityczny i społeczny kompromis – a dla PiS istnieje nadrzędność celu, zaś procedury i instytucje mają temu celowi służyć. PiS nie widzi nic złego w bezwzględnym korzystaniu z politycznej większości wszędzie tam, gdzie można osiągnąć cel uznany przez tę partię za słuszny. Bo dochodzi tu do zjawiska projekcji: demokracja regulaminowa, sama polegająca na rygorze, ścisłej hierarchii i podporządkowaniu się, tak też postrzega system liberalny – jako złowrogą organizację, z ośrodkiem dyspozycyjnym i wykonawcami.

W demokracji liberalnej przyjmuje się pewną „świętość” instytucji, które choć wybrane wedle klucza politycznego, mają być niezależne, a ich decyzje niepodważalne. Ta „świętość” nie jest przejawem idealistycznej naiwności, ale wyrazem przekonania, że ochrona autorytetu „bezpieczników demokracji” w sumie się opłaca, bo raz hamuje zapędy jednej, a raz innej władzy.

Polityka 23.2007 (2607) z dnia 09.06.2007; Kraj; s. 32
Reklama