Adam Grzeszak: – Od 17 lat kieruje pan znaną rodzinną firmą cukierniczą. Czy przez ten czas, z punktu widzenia przedsiębiorcy, zaszło w Polsce dużo zmian?
Andrzej Blikle:– Odzyskaliśmy suwerenność, a potem posypały się zmiany w prawie gospodarczym. Fundamentem stało się przywrócenie zasady, że to, co nie zabronione, jest dozwolone. Jej szerokie stosowanie w połączeniu z prostotą ustaw – nie było czasu na pisanie skomplikowanych – spowodowało gwałtowny wzrost liczby przedsiębiorstw prywatnych, a wraz z nim tworzenie nowych miejsc pracy. Przybywało ich wówczas od 800 tys. do 1 mln rocznie. Na początku lat 90. rocznik Dziennika Ustaw liczył 2 tys. stron. Trudno w to uwierzyć, bo dziś jest dziesięć razy grubszy. Polska gospodarka osiągała wtedy dwucyfrowy wzrost gospodarczy, a przecież nowo powstające przedsiębiorstwa nie miały nawet dziesiątej części tych zasobów, które mają dziś: lokali, maszyn, komputerów. Nie mówiąc już o telefonach, na które czekało się czasem kilka lat.
A wejście Polski do Unii Europejskiej? To przecież było przełomowe wydarzenie. Także dla przedsiębiorców.
Najważniejszą korzyścią było otwarcie rynków unijnych.
Poważnie wzrosły jednak koszty prowadzenia przedsiębiorstw – a już szczególnie w sektorze żywnościowym – ze względu na konieczność ich dostosowania do unijnych standardów. Jak podała Komisja Europejska, przedsiębiorstwa unijne wydają rocznie na ten cel 600 mld euro. Część z tych kosztów przypada oczywiście na firmy polskie. Wiem coś o tym, bo właśnie zakończyłem taką rewolucję we własnej firmie.
Zmieniła się też sytuacja na rynku pracy.
Trwa lawinowy odpływ polskich fachowców za granicę. Do tej pory wyjechało około 2 mln osób, a w tym czasie bezrobocie zmniejszyło się z 2,5 mln do 1,8 mln.