Archiwum Polityki

W cieniu zakwitających teorii

W co wierzą uczeni, a czego nie potrafią udowodnić?

Kiepsko jest. Wiemy już, jak zbudować bombę i zrobić dziecko w próbówce, ale apetyt rośnie w miarę zdobywania wiedzy i każde nowe odkrycie, każda nowa hipoteza wzmaga jedynie głód nowych, które sprawią, że choroby i wojny staną się przeszłością, które wyjaśnią początki i przeznaczenie naszego gatunku i Wszechświata, teorii totalnych – Teorii Wszystkiego. „Ignorancja nasza (ludzka) jest oceanem ogólnoświatowym, zaś wiedza pewna – pojedynczymi wysepkami na tym oceanie” – pisał w eseju „Mój pogląd na świat” Stanisław Lem, jeden z ostatnich mędrców, który choćby w zarysie obejmował naukowy dorobek ludzkości.

Nie jest zatem tak, jak zapowiadali Newton, Bacon, Leibnitz czy Descartes, filozofowie Oświecenia, który wierzyli szczerze, że proces poznania ma swój happy end i że zdobyta w jego trakcie wiedza o świecie pozwoli zbudować społeczeństwo doskonałe, czyli Nowy Raj. Tymczasem do raju z wieku na wiek dalej. Już Immanuel Kant (1724–1804) rozwiewał złudzenia twierdząc, że struktura naszych umysłów ogranicza zarówno gamę pytań, które zadajemy przyrodzie, jak i upośledza zrozumienie odpowiedzi, których ona nam udziela. Zanurzeni w rzeczywistości nie możemy, niestety, jak baron Münchhausen, sami się z niej wyciągnąć za uszy. Jak zwykł mawiać amerykański poeta John Perry Barlow, nie wiemy, kto odkrył wodę, ale na pewno nie była to ryba.

Mimo wszystko jednak nauka stanowi całkiem niezłe narzędzie poznania rzeczywistości, poddające przedmiot badań stosunkowo obiektywnej obróbce. To także metoda zakładająca, że każda, nawet najbardziej atrakcyjna teoria jest falsyfikowalna, czyli najpewniej tymczasowa (patrz teoria geocentryczna lub koncepcja eteru słonecznego).

Niezbędnik Inteligenta Polityka. Niezbędnik Inteligenta. Wydanie 13 (90134) z dnia 29.09.2007; Niezbędnik Inteligenta; s. 26
Reklama