Archiwum Polityki

Spalić Malibu

Stoję w złowrogim korku na Highway 1, malowniczej ­autostradzie łączącej plażowe okolice Los Angeles. Nad naszymi głowami, niczym w początkowej sekwencji filmu Altmana „Na skróty”, natrętnie krążą głośne helikoptery. W powietrzu unosi się szary pył, samochody pokrywa cienka warstwa popiołu.

Jest lepiej, niż było godzinę temu. Ostry wiatr oczyścił zagęszczone spalenizną powietrze. Pożar jest tu prawie opanowany, sprawcy jeszcze nie złapani, federalna pomoc w drodze. Dotychczasowy bilans tegorocznej kalifornijskiej tragedii: ponad 186 tys. ha dotkniętych pożarem, 16 tys. zniszczonych domów, pięć ofiar śmiertelnych. Na telewizyjnych ekranach widzimy mniej wymierne skutki tej niemal typowej kalifornijskiej tragedii: chaos, łzy, przerażenie. Dla niektórych ten pożar to utrata dorobku całego życia, dla innych – domu marzeń. Czas, żeby przygotować się na następne zagrożenia, które zazwyczaj nadchodzą po pożarze: obsunięcia błota, drzew i zwęglonego terenu. I czas na refleksje.

Dlaczego tyle klęsk spada na Kalifornię? – to pytanie zadawane po każdym pożarze, trzęsieniu ziemi czy tajfunie. Te nieszczęścia to kara za ten cały przepych, hedonizm – twierdzą niektórzy. Te tragedie to przypomnienie, że Bóg istnieje – dodają inni. Ci mniej skłonni do profetycznych refleksji próbują oswoić się ze strachem w kinie. Kino grozy to kalifornijska klasyka. „Blade Runner” to wizja miasta po wojnie atomowej. Akcja filmu Johna Carpentera „Ucieczka z Los Angeles” toczy się w kalifornijskim mieście-wyspie odłączonym od lądu w wyniku tragicznego trzęsienia ziemi.

Tragedie fascynują, religijność pomaga, ale tak naprawdę ci, którzy chcą tu żyć, przede wszystkim muszą się nauczyć zapominać. W odróżnieniu od Europy, gdzie dobra pamięć to atut, w Los Angeles ceni się amnezję. Aktorzy muszą się nauczyć szybko zapominać role, których nie dostali, producenci – swoje artystyczne i finansowe fiaska, rozwodnicy swoje niewierne żony, a wszyscy razem muszą potrafić zapomnieć o zbiorowych tragediach.

Gdyby Kalifornijczycy tego nie potrafili, Malibu na przykład już dawno byłoby puste.

Polityka 44.2007 (2627) z dnia 03.11.2007; Ludzie; s. 116
Reklama