Obraz kultury Górnego Śląska artyści – zwłaszcza filmowcy – oparli na wizerunku mocarnego ojca rodziny, wokół którego obracał się cały świat: żona, dzieci, świadomość patriotyczna itd. W potocznych wyobrażeniach model ten stał się niemal prawdą historyczną, uwierzyli w nią nawet niektórzy kulturoznawcy i socjolodzy. Jednak każdy, kto oderwie się na chwilę od literackiej fikcji i zada sobie więcej trudu poznania górnośląskiej obyczajowości, dowie się, że przez blisko 200 lat – aż do lat 70. XX w. – panował tu ścisły matriarchat, w którym nie kobieta, ale mężczyzna był najczęściej stroną upośledzoną i wykorzystywaną.
Wystarczy wnikliwie przeczytać zapiski najbardziej znanych XIX-wiecznych etnografów – Juliusa Rogera lub Josepha von Eichendorffa (wielki niemieckojęzyczny poeta romantyczny spod Raciborza). Liczne i sugestywne dowody dominującej pozycji śląskich kobiet w środowiskach wiejskich i proletariackich znajdujemy także we wspomnieniach wybitnych współczesnych Górnoślązaków. Kazimierz Kutz, któremu zawdzięczamy wielkie artystyczne wizje patriarchalnej śląskości, sam w licznych wspomnieniach i wywiadach niezmiennie powoływał się na naczelną rolę swojej babki i matki; ojciec ledwie przemyka się w tych opisach jako osoba słaba i podporządkowana. Zresztą matriarchat jawi się Kutzowi jako zbawienny dla jego życiowych wyborów, często sprzecznych z utartymi drogami rozwoju śląskich chłopców. Surowa i despotyczna babka, która nie rozstawała się z różańcem i modlitewnikiem, niczym wyrozumiały władca akceptowała jego artystyczne zamiary, ze spokojem przyjęła nawet utratę wiary u swego wnuka.
Niezwykle cenny opis matriarchalnych stosunków w rodzinie znajdujemy we wspomnieniach arcybiskupa Damiana Zimonia, katowickiego metropolity.