Archiwum Polityki

Suma wypadków absurdalnych

Janusz Rudnicki, Chodźcie, idziemy, W.A.B., Warszawa 2007, s. 192

Najnowsza książka Janusza Rudnickiego „Chodźcie, idziemy” jest od strony fabularnej konglomeratem wypadków absurdalnych. Oto wracający z niemieckiej emigracji pisarz swoje pierwsze kroki kieruje w stronę zamieszkiwanego przed laty gdańskiego bloku. Powitalne konwersacje z sąsiadami przerwane zostają brutalnie eksplozją gazu, która obraca budynek w proch, a ocalałego narratora-bohatera zamienia w niemowę. Od tej chwili rozpoczyna się seria niesamowitych zdarzeń – grupka poturbowanych sąsiadów ucieka ze szpitala i udaje się w podróż do Niemiec. Szalona eskapada obfituje w samochodowe wypadki, strzelaniny i aresztowania. Mamy tu skrzyżowanie romansu łotrzykowskiego ze stylistyką sensacyjnych notatek gazetowych. Czarny humor autora skutecznie oswaja nie tylko niewiarygodne wprost zwroty akcji, ale też przemycane pomiędzy nimi kwestie poważniejsze (np. sprawa odszkodowań za przymusowe roboty w Niemczech czy problem bezmyślnego katolicyzmu Polaków).

W drugiej części książki pisarz porzuca groteskową narrację na rzecz partii dyskursywnych, zawierających (między innymi) opis słynnej hamburskiej nekropolii i fabularyzowaną – świetnie napisaną – opowieść o jenieckim obozie Wehrmachtu w Łambinowicach. Spoiwem obu części pozostaje charakterystyczny dla Janusza Rudnickiego język. Mieszkający na co dzień w Hamburgu pisarz dysponuje rzadko spotykanym słuchem językowym.

Polityka 46.2007 (2629) z dnia 17.11.2007; Kultura; s. 68
Reklama