Do momentu pojawienia się pigułki antykoncepcyjnej planowanie rodziny stanowiło nie lada problem, a niektóre dawne metody mogą szokować nawet największych liberałów. Plutarch (I–II w.) wśród wielu informacji obyczajowych dotyczących starożytnej Sparty w „Żywocie Likurga” odnotował, że Spartanin nie decydował sam o losie swego nowo narodzonego dziecka. Zanosił je do najstarszych przedstawicieli swojej fyli (rodu), którzy oceniali maleństwo. Jeśli było zdrowe i silne, oddawali je ojcu mówiąc, że powinien je wychować. Jeśli było słabe lub zniekształcone, skazywano je na śmierć, wrzucając do jamy u stóp góry Tajget. Ten okrutny zwyczaj świetnie pasował do wizerunku surowych i wojowniczych Spartan, oburzał jednak badaczy, którzy chcieli widzieć w nich ludzi szlachetnych i wielkich wojowników, przedkładających nad wszystko zasady moralne.
Trwające pięć lat badania antropologiczne prowadzone przez Theodorosa Pitsiosa z Uniwersytetu w Atenach zdają się świadczyć, że przekaz Plutarcha nie był prawdziwy. Wśród kości ludzkich znalezionych u stóp Tajget zidentyfikowano prawie pięćdziesiąt szczątków młodych mężczyzn w wieku 18–26 lat, które datowane są na VI i V w. p.n.e. Nie było tam szkieletów noworodków. Wyniki badań zdają się dowodzić, że ze szczytu góry strącano przestępców, a przekaz o wyrzucaniu niemowląt był wyssaną z palca opowiastką, która miała podkreślić okrucieństwo spartańskich obyczajów. W rzeczywistości dowodzi to jedynie, że Lacedemończycy nie skazywali na śmierć dzieci w tym miejscu, o którym pisał Plutarch, być może również o przeżyciu maleństwa nie decydowała zawsze rada starszych, tylko sam ojciec, bo tak naprawdę porzucanie niezaplanowanych lub chorych dzieci było w starożytnej Grecji powszechnie akceptowane.