Teraz w świńskim cyklu mamy normalny, cenowy dołek wynikający z faktu, że jeszcze kilka miesięcy temu - i przez ponad dwa lata - wieprzowina była droga, a produkcja bardzo opłacalna. (Wtedy, oczywiście nikt nie protestował). W takich warunkach hodowla się rozwija, podaż rośnie, wskutek czego ceny w końcu spadają. Z tym faktem, czyli cyklicznymi wahaniami cen, hodowcy muszą się liczyć. Raz zarabiają więcej, raz mniej, więc opłacalność hodowli trzeba rozliczać w dłuższym okresie. Niestety, na świński cykl nałożyło się kilka dodatkowych, przykrych zjawisk.
W poprzednich latach część nadwyżkowej produkcji mięsa polskie firmy przetwórcze sprzedawały za granicą, przede wszystkim w Rosji, na Łotwie, Ukrainie i w kilku innych krajach WNP. Polski eksport żywności na Wschód stopniowo rósł. Od jesieni ubiegłego roku było inaczej. Sierpniowy kryzys finansowy w Rosji spowodował gwałtowne zahamowanie eksportu mięsa i jego przetworów.
Eksport spadł, a Polacy coraz mniej chętnie sięgają po wieprzowinę. Jednych przekonały ostrzeżenia lekarzy i zaczęli bardziej urozmaicać swoją dietę. Inni po prostu nie mają pieniędzy na zakupy bez ograniczeń. Tylko w 1997 roku spożycie wieprzowiny spadło o 4,5 kg na osobę. Wszystko wskazuje na to, że w minionym było podobnie.
Do gasnącego eksportu i stopniowo malejącego popytu krajowego doszedł większy import. Z danych Departamentu Weterynarii MRiGŻ wynika, że 1998 r. polskie firmy kupiły za granicą ponad 76 tys. ton wieprzowiny, tj. o 69 proc. więcej niż rok wcześniej. Czyniły tak z prostego powodu. Pochodzące z zagranicy mięso, przede wszystkim z krajów Unii Europejskiej, było gatunkowo lepsze i przede wszystkim tańsze.