Ta ostatnia niedziela
Ta ostatnia niedziela. Przed wojną. Hitler wstępnie chciał uderzyć w sobotę
"W dniu dzisiejszym nad Polską będzie przepływać ze wschodnimi wiatrami ciepłe powietrze kontynentalne, które spowoduje stopniowe zanikanie chmur warstwowych" - brzmiała prognoza pogody zamieszczona w niedzielnym "Kurierze Warszawskim". Przewidywania spełniły się, w Warszawie był piękny dzień. Nie pierwszy tego lata. Z uwagi na niski stan wód Wisły odwołany został doroczny wyścig pływacki Wilanów-Warszawa. Miał się odbyć w następną niedzielę, 3 września.
Czy pamiętają tę niedzielę?
W mieście robiło się z dnia na dzień tłoczniej. Wczasowicze wypoczęci i opaleni wracali z urlopów. Niektórzy przymusowo. "Analogicznie do odwołania z urlopów funkcjonariuszy państwowych, Zarząd Miejski m.st. Warszawy oraz zarządy innych miast wezwały wszystkich swych pracowników z urlopów i aż do odwołania zaprzestały udzielania dalszych urlopów" - głosił komunikat opublikowany w gazetach.
Od dwóch dni w stolicy kopie się rowy przeciwlotnicze. Odzew na wezwanie prezydenta jest natychmiastowy, zgłaszają się licznie chętni do pracy, w tym również osoby znane i popularne. Niedzielne gazety piszą: "Ramię w ramię ministrowie i robotnicy. Cała Warszawa kopie rowy przeciwlotnicze". Są również fotografie ochotników ze szpadlami i oskardami. Reporter pyta, czy to ciężka robota. "Ciężko? No to cóż, że ciężko? - odpowiadają. - Trzeba".
Jarosław Iwaszkiewicz w swych "Notatkach 1939-1949" nie odnotował tej niedzieli. Jest za to wpis z poniedziałku: krytyczna analiza dzienników Gide´a, refleksje na marginesie artykułu Stanisława Helsztyńskiego o Skorupce ("Jak można spod lip radzymińskich czy ossowskich wyjść wprost na kule nieprzyjacielskie? Bohaterstwo jest dla mnie w tej chwili czymś niepojętym: ugrzązłem w obowiązkach, w zajęciach, w ťsławieŤ") oraz spostrzeżenie: "W Warszawie raczej strach, ale jednocześnie i kopanie rowów.