Archiwum Polityki

Sojusz sam z sobą

Nowy szef partii Grzegorz Napieralski chce szybko umocnić swoją władzę, a poprzedni – Wojciech Olejniczak, nie chce się za daleko cofnąć. Reszta ostrożnie się przygląda, co z tego wyniknie.

Gdyby Olejniczak natychmiast doprowadził do głosowania wotum zaufania dla siebie jako szefa klubu parlamentarnego, wygrałby bez problemów. Za miesiąc mógłby już nie wygrać. Do głosowania jednak nie doszło. Do gry wszedł doświadczony Jerzy Szmajdziński. Na kilka minut przed posiedzeniem klubu odbył rozmowę z byłym i obecnym przewodniczącym i okazało się, że Napieralski, który jeszcze rano bezwzględnie chciał zostać szefem klubu, a w zamian oferował Olejniczakowi Niderlandy (czyli przewodnictwo sejmowej komisji do spraw informatyzacji, której w Sejmie jeszcze nie ma) wieczorem już rekomendował pozostawienie na tym stanowisku dawnego szefa Sojuszu. Ogłosił to nawet jako swój triumf i i dowód niechęci do dzielenia partii. Olejniczak też się cofnął i do głosowania nie doprowadził, chociaż kartki były przygotowane i można było pokazać, jakie ma rzeczywiste poparcie. Wielu mówiło jednak przede wszystkim o triumfie Szmajdzińskiego, bo oto narodził się nowy ojciec chrzestny, który teraz będzie miał decydujący głos w rozstrzyganiu ewentualnych sporów.

Wybory przewodniczącego partii podzieliły SLD prawie na pół, bo tylko kilka głosów zadecydowało o zwycięstwie Napieralskiego.

W kilkanaście dni po wyborach nastrój jest raczej dziwny. Nie bardzo można doliczyć się tych, którzy na nowego szefa głosowali. Jakby zapadli się pod ziemię. Można nawet odnieść wrażenie, że im gorzej ktoś się wypowie o nowym przewodniczącym, tym lepiej, tym większy poklask zdobywa. Dość modne jest więc mówienie, że Napieralski wyjątkowo źle wypada w wystąpieniach publicznych, czego rzeczywiście trudno nie zauważyć. – Jeżeli ktoś posługuje się zasobem 2 tys. słów, trudno, aby wypadał dobrze – ta uwaga jednej z posłanek robi zawrotną karierę. – Sprawnie opanował kilka haseł bez ich zrozumienia, tak samo zaczynał Miller – to już inna opinia, która jednak nie musi być bardzo złą rekomendacją, gdy wziąć pod uwagę karierę Millera.

Polityka 25.2008 (2659) z dnia 21.06.2008; kraj; s. 23
Reklama