Istotą parlamentaryzmu są po pierwsze wolne wybory, i to poczynając od zgłaszania kandydatów po sam akt wyborczy, a po drugie suwerenność parlamentu stanowiącego prawo i kontrolującego władzę wykonawczą. W wieku XIX, a szczególnie w XX parlamentaryzm stał się – jak byśmy to dziś powiedzieli – istotnym elementem politycznej poprawności. Ale też karmi się mitami.
Przedstawmy mity dotyczące polskiego parlamentaryzmu. Terminu mit używam w sensie wyobrażenia funkcjonującego w świadomości społecznej.
Mit pierwszy
to przekonanie, że jesteśmy społeczeństwem o dawnej i dobrze ugruntowanej tradycji parlamentarnej.
Dawnej niewątpliwie, bo sięgającej co najmniej połowy XV stulecia, a zdaniem niedawno zmarłego Stanisława Russockiego można już w XIII wieku odnaleźć swoiste formy preparlamentarne. Natomiast, czy dobrze ugruntowanej – można mieć już wątpliwości. Przede wszystkim pamiętać należy, że to, o czym mówimy, dotyczyło tylko ówczesnego narodu politycznego, czyli szlachty, bardzo zresztą wewnętrznie zróżnicowanej, od możnowładztwa po gołotę. W tym narodzie politycznym swoistą rolę odgrywało też duchowieństwo, a również – na mocy różnych specjalnych przywilejów – patrycjat niektórych miast. Możnowładcy, którzy dominowali w Senacie, dążyli do skupienia tu właśnie władzy państwowej. W 1501 r. wymogli na Aleksandrze Jagiellończyku przywilej, w którym m.in. określono ogół szlachecki jako „tłum niedobrych a lekkomyślnych” (turba malorum vel levinum). Okazało się wprawdzie, że ci „niedobrzy a lekkomyślni” mieli wystarczającą siłę, by spowodować, że przywilej ten nie wszedł w życie, ale dobrze oddaje on zróżnicowanie wewnętrzne narodu politycznego.
W tym właśnie czasie wprowadzono diety poselskie wypłacane z funduszy publicznych.