Archiwum Polityki

W depozycie u Temidy

Poręczenia majątkowe. Pieniądze z poręczeń majątkowych, dzięki którym oskarżeni mogą odpowiadać z wolnej stopy, trafiają na tzw. konta sum depozytowych. Oprócz sądów mają je niektóre prokuratury. W pierwszym półroczu 2002 r. w fazie śledztwa poręczenia zastosowano wobec co 6–7 podejrzanego (2815 osób). Tymczasową wolność krajowego rekordzisty Stanisława P., biznesmena z Zachodniopomorskiego, oskarżanego o zorganizowanie ponad 60 spółek, które oszukiwały państwo na podatku VAT, w 1999 r. wyceniono na 16,5 mln zł kaucji. Poręczenie w gotówce stanowiło 500 tys. zł, resztę wymiar sprawiedliwości przyjął w postaci hipoteki przymusowej na 532 ha ziemi należącej do spółki, której P. był udziałowcem. Z czasem sąd zrezygnował z hipoteki w zamian za 1,2 mln zł wpłacone przez oskarżonego.

Proponowałem umieścić te pieniądze na lokacie – mówi Jerzy Borcz, obrońca P. – by odsetki powodowały przyrost poręczenia. Sąd odmówił. A odsetek uzbierałoby się już ze 300 tys. zł.

Oprocentowanie depozytów postulował już 4 lata temu prof. Adam Zieliński, ówczesny rzecznik praw obywatelskich, w piśmie do Hanny Suchockiej, ówczesnej minister sprawiedliwości. Wskazywał przy tym na długotrwałość postępowania sądowego. I do tej pory biuro rzecznika, mimo monitów, nie otrzymało odpowiedzi. Niektóre sądy warszawskie samorzutnie zainaugurowały praktykę zakładania lokat, ale dostały po nosie od ministerstwa. Nie miały z tych pieniędzy korzyści sądy, nie mieli deponenci, a cały miód zbierały obracające nimi banki.

Stan ów zmieniło dopiero rozporządzenie ministra sprawiedliwości z 12 czerwca 2002 r. w sprawie prowadzenia gospodarki finansowej i działalności inwestycyjnej sądów powszechnych. W myśl tego rozporządzenia kwoty poręczeń powinny być oprocentowane, a odsetki stanowić dochód budżetu państwa.

Polityka 7.2003 (2388) z dnia 15.02.2003; Społeczeństwo; s. 83
Reklama