Archiwum Polityki

Wespół w zespół

Euro 2008, a także nadchodzące igrzyska olimpijskie, gdzie wystąpi kilka polskich drużyn, mających swoje zaskakujące wzloty i upadki, nasuwają pytanie o psychologię gier zespołowych. Co sprawia, że raz udaje się wszystko, a za chwilę nic? Czy my, Polacy, w ogóle nadajemy się do sportów i działań zespołowych?

Byliśmy najgorszą drużyną na tych mistrzostwach, budzącą raczej współczucie niż złość. Ale przecież w eliminacjach polska drużyna grała lepiej. Zapomnieli, jak się gra? Zjadła ich nadmierna motywacja? Byli źle dobrani? A może ulegli jakiejś złej atmosferze w zespole?

Euro 2008 zdaje się potwierdzać proste stereotypy. W naszej drużynie najlepszy był bramkarz, jedyny zawodnik, który nie musi się wykazywać umiejętnością gry zespołowej. W ogóle najlepsi polscy piłkarze to właśnie soliści-bramkarze, reszta sprawia wrażenie chaotycznej zbieraniny. A z drugiej strony napotykamy personalne machiny, jak Niemcy i Holendrzy, zgrane familie (Włosi, Hiszpanie) czy chorwacki „gang killerów”. Jak tyle razy w historii: polskie pospolite ruszenie przeciw regularnym armiom.

Niestety, nie znamy żadnych badań psychologicznych polskich drużyn narodowych dotyczących na przykład norm grupowych, rodzaju przywództwa albo sytemu wartości. Jesteśmy skazani na domysły.

Być może prześladuje je Syndrom Kolumba, polegający na tym, że po osiągnięciu jakiegoś cząstkowego celu (etapu) nie są w stanie zmotywować się do osiągnięcia czegoś więcej. Kolumb jako pierwszy dotarł do Ameryki, ale złoto przywieźli już inni. Nasi piłkarze zakwalifikowali się do mistrzostw Europy po raz pierwszy w historii naszego futbolu, ale wrócili z niczym. Byli – co widzieliśmy – mało odporni psychicznie i labilni emocjonalne. Mieli w sobie mało dzielności, woli walki, dyscypliny i nieustępliwości.

Żeby już nie dręczyć piłkarzy, spójrzmy na drużynę siatkówki, zresztą obecnych wicemistrzów świata. Być może poziom aspiracji został osiągnięty, a nawet przekroczony, kiedy awansowali do finału. Nieuchronnie nastąpiło rozluźnienie, radość i spadek mobilizacji. Tak też uważa siatkarz Marek Karbarz, który komentował tuż po finałowym meczu z Brazylią: „Polacy mecz przegrali już w szatni albo nawet wczoraj po meczu z Bułgarią.

Polityka 26.2008 (2660) z dnia 28.06.2008; Kraj; s. 20
Reklama