Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Czy w Denver poleje się krew?

Jeszcze niedawno zdawało się, że demokratom nic nie odbierze zwycięstwa w wyborach do Białego Domu. Teraz wygląda na to, że sami się pozagryzają.

Mieli stuprocentowe szanse: prezydentura George’a Busha okazała się katastrofą, Ameryka ugrzęzła w Iraku i wpadła w recesję. Nastroje społeczne są najgorsze od czasu dołka po Wietnamie i afery Watergate. Jakież tu pole dla kandydata partii rządzącej. Tymczasem zaskakujący przebieg prawyborów i to, co dzieje się w Partii Demokratycznej, sprawia, że może ona nie wykorzystać wyjątkowo sprzyjającej koniunktury. Nie pierwszy zresztą raz.

Pittsburgh, dzień przed prawyborami w Pensylwanii. Hillary Clinton przemawia na głównym placu miasta. Przedstawia ją prezydencki małżonek. Bill Clinton mówi przez 45 minut, opowiadając głównie, jak wspaniale było za jego rządów. Tłum wiwatuje. Hillary obiecuje potem, jak zaradzi niedolom Amerykanów. Mówi monotonnie, lekko zachrypłym głosem. Słuchacze klaszczą, ale po półgodzinie tłum na placu się przerzedza. W kilka godzin później na campus uniwersytetu Penn State przybywa Barack Obama. Ponad 3 tys. ludzi wita go ogłuszającą owacją. Czarnoskóry senator mówi, przechadzając się po podium z ręką w kieszeni marynarki, na pełnym luzie, okraszając wywód dowcipami i bon motami. Widownia wpada w ekstazę. Kiedy Obama kończy, las rąk wyciąga się przez barierki, aby uścisnąć mu dłoń. Tłum szaleje.

Pensylwania to kraina Hillary, stan sfrustrowanych białych robotników upadającego przemysłu wytwórczego, szczególnie dotkniętych kryzysem i benzyną po 4 dol. za galon. Clinton miała tu wygrać i wygrała, ale różnicą 10 proc. Miesiąc temu sondaże dawały jej przewagę 24-proc. Odniesione zwycięstwo nic w zasadzie nie zmienia – Obama dalej utrzymuje przewagę ponad stu delegatów na krajową konwencję przedwyborczą demokratów w Denver, która pod koniec sierpnia nominuje kandydata partii na prezydenta. Z matematycznych analiz wynika bezlitośnie, że nawet gdyby Hillary zwyciężyła w prawyborach w większości pozostałych stanów – co jest optymistycznym dla niej założeniem – prawdopodobnie nie uzyska przewagi nad Barackiem.

Polityka 18.2008 (2652) z dnia 03.05.2008; Świat; s. 46
Reklama