Archiwum Polityki

Biali, bordowi i czerwoni

2008 perkusistów, którzy dokonali finałowego odliczania przed otwarciem XXIX Igrzysk Olimpijskich, na pierwszej próbie spotkało się 13 miesięcy temu. Ale poszukiwania odpowiednich osób zaczęły się już dwa lata wcześniej. Musieli być jednakowego wzrostu, podobnej wagi i budowy ciała, szukano ich więc we wszystkich prowincjach Chin.

Stadion Ptasie Gniazdo nie był jeszcze gotowy, bębniarzom musiała wystarczyć scena wybudowana 50 km od centrum olimpijskiego w Daxing. 13 tys. pozostałych artystów ćwiczyło w 14 innych wynajętych halach, dopiero w połowie czerwca przenieśli się do Ptasiego Gniazda, gdzie dzień w dzień przy 40-stopniowym upale dawali z siebie wszystko. Pewnie dlatego start olimpiady wyglądał tak, jakby przez pierwsze 238 sekund w bębny waliły roboty.

Nikt nie zobaczy ich twarzy, a ich nazwiska nie pojawią się w gazecie, ale ja wiem, jak ciężko na to pracowali – mówi Zhang Yimou, znany chiński reżyser, który był dyrektorem artystycznym ceremonii otwarcia. A dwutysięczna formacja Fu, bo tak nazywają się te starożytne chińskie bębny, była tylko jedną z 28 części największego show na ziemi. Jeśli wypadło bezbłędnie, to dlatego, że organizacja samej olimpiady jest o wiele trudniejszym zadaniem niż choreografie na kilka tysięcy ludzi.

Olimpijski wielki brat

Żeby zrozumieć, jak działa ta machina, trzeba zacząć od telewizji, bo to ona jest na olimpiadzie najważniejsza po sportowcach. Obraz i dźwięk z zawodów, który emituje 200 stacji telewizyjnych dookoła świata, pochodzi od Beijing Olympic Broadcasting (BOB). Telewizja olimpijska to 4 tys. pracowników, 60 wozów nadawczych, tysiąc kamer i 80 tys. m kw. powierzchni międzynarodowego centrum nadawczego. Kamerzystów największej stacji telewizyjnej świata łatwo poznać po jednakowych strojach: błękitne polo, żółte spodnie i kapelusz.

Ponieważ potrzeby były ogromne, BOB już cztery lata temu rozpoczął poszukiwania podwykonawców i wyssał z rynku pracy wszystkich, którzy mieli jakiekolwiek pojęcie o telewizji. Na stadionach, przy kamerach, konsoletach i mikserach można spotkać ludzi z całego świata – z Europy, Ameryki, a nawet z Australii.

Polityka 33.2008 (2667) z dnia 16.08.2008; Temat tygodnia; s. 14
Reklama