Archiwum Polityki

Ekspres na pogiętych torach

Rumunia przyspieszyła, a oprócz gospodarki i infrastruktury modernizuje się też polityka. Jak wszystko inne – na chybcika.

W klimatyzowanym, lśniącym czystością wagonie siedzą zadowoleni z życia pasażerowie, ubrani wedle reguł letniej europejskiej elegancji. Jedni słuchają muzyki, inni włączyli do wagonowych gniazdek swe laptopy, jeszcze inni ładują komórki, z których raz po raz czynią użytek. W toaletach pachnące ręczniki i system spuszczania wody spotykany w Polsce w eleganckich mieszkaniach. W całym składzie zakaz palenia. To nie ekspres Genewa–Zurych, tylko rumuński intercity z Bukaresztu do Jassów, miasta na wschodzie kraju, tuż nad granicą postsowieckiej Republiki Mołdawii.

Jest tylko jeden problem. Pokonanie 460 km zajmuje temu nowoczesnemu ekspresowi ponad siedem godzin (w tym pół godziny opóźnienia), a jego średnia prędkość nie przekracza tej polskich pociągów w latach 60. Powód? Katastrofalny stan torowisk, w które nie zainwestowano tak jak w wagony. – To świetny symbol dzisiejszej Rumunii – wybucha śmiechem senator Ionut Popescu, były minister finansów, a dziś główny autor programu gospodarczego opozycyjnej Partii Demokratyczno-Liberalnej (PDL).

Rumunia wykonała w ostatnich latach niezaprzeczalny skok cywilizacyjny, ale zdaniem Popescu pęczniejące dochody budżetu są wydawane krótkowzrocznie. Z powodu nieudolności administracji nie zagospodarowano nawet całości środków przewidzianych na rozwój edukacji, nie mówiąc już o infrastrukturze transportowej czy ochronie zdrowia.

Popescu wierzy, że po jesiennych wyborach nowy rząd jego partii sprywatyzuje opiekę zdrowotną i energetykę, a także uporządkuje bałagan własnościowy, który paraliżuje inwestycje, w tym te ze środków unijnych. Trzeba się spieszyć, bo wzrost PKB, który w ostatnich latach sięgał 6–8 proc., nie będzie trwał wiecznie.

Dr Oprescu bierze Bukareszt

Dziś cała para idzie w gwizdek.

Polityka 33.2008 (2667) z dnia 16.08.2008; Świat; s. 48
Reklama