Archiwum Polityki

Powrót Imperium Romanum

Rozmowa z prof. Aleksandrem Krawczukiem, historykiem, o jego fascynacji antykiem, starożytnych agentach i o Unii Europejskiej.

Janina Paradowska: – Panie profesorze, zapytam na początek o rolę Kopciuszka w pana życiu.

Aleksander Krawczuk:– To była kawiarnia przy ul. Karmelickiej w Krakowie, gdzie spotykaliśmy się codziennie, a zaczęliśmy jako młodzi pracownicy naukowi, przeważnie historycy. Nie było kawiarni na uniwersytecie, więc chodziliśmy tam. Przychodzili: Antoni Podraza, Emanuel Rostworowski, Marek Sobolewski, Henryk Wereszycki, dołączył Stanisław Grodziski z prawa, pojawiali się i inni.

Kopciuszek stał się Horteksem, teraz i jego nie ma. Dziś jest kawiarnia w Grand Hotelu, niektórzy mają tu własne popiersia, na przykład pan ufryzowany jest na antycznego młodzieńca. O czym rozmawiacie? O historii?

Również, ale właściwie o wszystkim. Na przykład dzisiaj Bruno Miecugow wymyślił rzecz wspaniałą – zmianę nazwy IPN na Instytut Pamiętliwości Narodowej. Nie uważa pani, że to kapitalne? I trafne. Pamięć powinna przecież obejmować wszystko, a w IPN mamy jej skrawek, esbeckie teczki.

Nasze grono bardzo się zmieniło. Mam ponad osiemdziesiąt sześć lat i jestem jednym z ostatnich historyków mojego pokolenia. Powoli odchodzimy i mało kto zdaje sobie sprawę, że to pokolenie było w całej historii Polski najsrożej doświadczone przez los. Miałem 17 lat, kiedy wybuchła wojna. Wychowany na patriotę w przekonaniu, że jesteśmy niezwyciężeni, nie mogłem uwierzyć, że nasz świat może się rozpaść w ciągu kilkunastu dni. Uciekaliśmy aż do Kowla, gdzie przekonaliśmy się, niezwykle boleśnie, jak jesteśmy znienawidzeni. Przed wojną wiedzieliśmy, że są mniejszości etniczne, ale skala ich negatywnych emocji, po prostu nienawiści, wobec nas Polaków była ogromna. Natychmiast wróciliśmy do domu.

Potem straszna okupacja. Dla Polaków były tylko szkoły podstawowe i zawodowe.

Polityka 2.2009 (2687) z dnia 10.01.2009; Rozmowa Polityki; s. 29
Reklama