Archiwum Polityki

Zderzenie cywilizacji

Rzymian i Germanów łączyła klasyczna Hassliebe – miłość i nienawiść zarazem, ale to właśnie zmagania i współpraca między nimi ukształtowały dzisiejszą Europę.
JR/Polityka

Z Germanami nigdy nic nie szło łatwo. Właściwie już pierwsze spotkania Rzymu z tymi mieszkańcami środkowej i północnej Europy zapowiadało kłopoty. Germanie nie znali smaku oliwek, rzymskiego prawa, łaźni i wielu innych zdobyczy cywilizacyjnych. Co więcej, nawet po spotkaniu z Rzymianami nie przyjęli ich stylu życia czy metod walki, pozostając wiernymi swoim tradycjom. Limes na Renie i Dunaju stał się na zawsze nie tylko granicą Imperium Romanum, ale i granicą dwóch światów.

O tym, że Germanie są niebezpiecznymi przeciwnikami w boju, wiadomo było już od schyłku II w. p.n.e. Wtedy to celtyccy Teutonowie i germańscy Cymbrowie z Jutlandii doszli aż do Aquae Sextiae (Aix-en Provence we Francji). – Rzymianie przeżyli wstrząs, w końcu hordy dzikich wojowników przekroczyły Alpy, stając u bram Rzymu – mówi prof. Aleksander Bursche z Uniwersytetu Warszawskiego, specjalista od archeologii okresu wpływów rzymskich. – W odpowiedzi na to wydarzenie wódz rzymski Mariusz zreformował legiony, tworząc zawodową, świetnie zorganizowaną i wyszkoloną armię.

Po raz kolejny Germanie pojawili się na horyzoncie zimą 55 r. p.n.e., grożąc jednemu ze sprzymierzonych z Rzymem plemion galijskich. Cezar zachował się wyjątkowo barbarzyńsko – pojmał posłów germańskich, a legionistom pozwolił bez opamiętania mordować germańskie kobiety, dzieci i starców. Dwa razy jeszcze Cezar przekraczał Ren; nie mogąc jednak znaleźć pochowanych po lasach przeciwników, spalił, co mógł, i wycofał się do Galii. Uznał, że nie warto inwestować w tę zimną, niezbyt żyzną ani bogatą w surowce ziemię, w krainę mieszkających po wsiach dzikusów, których chaotyczne rządy polegały na gromadzeniu się grup ludzi wokół najlepszych wojowników. Przed Germanami należało raczej bronić granic Imperium, bo i tak cywilizacja nie przyjmie się w tym na wskroś barbarzyńskim świecie.

Polityka 45.2008 (2679) z dnia 08.11.2008; Nauka; s. 84
Reklama