W sprawie Gruzji – kraju niewielkiego, ale o strategicznym położeniu – zaangażowane są interesy światowych potęg: Rosji, USA i Unii Europejskiej. Ten konflikt znów nasilił u nas obawy przed Rosją, które mamy we krwi. Czy jest się czego bać?
Historia lubi się przypominać: sierpień 2008 r. w Gruzji to zaledwie 40 lat po sierpniu 1968 r. w Czechosłowacji. Wtedy, na podstawie doktryny Breżniewa, Moskwa usunęła z Pragi nieposłuszny rząd i zastąpiła go – przywiezionym na czołgach – rządem jej przyjaznym. Teraz wprawdzie do Tbilisi rządu nie przywieziono, ale militarna klęska osetyńskiej wyprawy Gruzinów może proamerykańskiego prezydenta Saakaszwilego odsunąć z urzędu. A innym krajom, dawnym sowieckim satelitom, stwarza groźne memento: nie zadzierajcie z nami, bo my blisko, a Ameryka daleko.
Polityka
34.2008
(2668) z dnia 23.08.2008;
Temat tygodnia;
s. 12