Po przekroczeniu granicy, której dzięki Bogu już prawie nie ma, zatrzymuję się w Druskiennikach/Druskininkai. Poznałem tę miejscowość dopiero kilka lat temu, bo podczas studiów w Wilnie słyszałem jedynie, że jeździ się tam tylko dla poprawiania zdrowia. Ale pamiętałem, że w tym mieście jest dom rodzinny Mikalojusa Konstantinasa Ciurlionisa, dumy litewskiej sztuki. To mnie ciągnęło. Wreszcie tam pojechałem, już z Polski. Gęste lasy dookoła, rzeka Niemen/Nemunas, jeziora, małe rzeczki z kryształową wodą. I dolina Raigardas, gdzie mnie zaprowadził miejscowy malarz Saulius Rudzikas i powiedział: właśnie tu malował Ciurlionis. Różne odcienie zieleni, cisza, miejsce pełne tajemnicy. Trzeba nie spieszyć się i wsłuchiwać, co mówią sosny i olbrzymie dęby.
Aż trudno uwierzyć, że w pobliżu Druskiennik urządzono dziwny park, w którym ustawiono wyrzucone z miast pomniki partyjnych przywódców. Tu aż roi się od Leninów, Stalinów, z cementu, z brązu. Nadano temu nazwę Gruto Parkas, ogrodzono płotem z drutu kolczastego, a w niektórych punktach ustawiono budki niby dla straży – iluzja łagru. Pomyślałem: dla tych pomników to jest tu nawet lepiej niż w mieście, mają czyste powietrze.
Ale cała sława Druskiennik to sanatoria, których tu pełno, różnego rodzaju kąpiele i masaże. Niezwykłe, kiedy czujesz zapach miodu, którym pokrywa się całe ciało. Niedawno zbudowano park wodny, podobno jeden z największych w Europie. Częstymi gośćmi są tu poeci, muzycy, malarze, aktorzy. Z występami i wystawami. Niektórzy artyści w okolicach Druskiennik mają swoje letnie domy. Raz postanowiłem, że odszukam wieś, w której mieszka niezwykła artystka grafik Grazina Didelyte. Droga prowadziła przez gęsty las, kilkanaście kilometrów. Samochód, który mnie wiózł, zaczął dymić, w końcu zgasł.