Archiwum Polityki

Plazma dla zuchwałych

Gdybyśmy zapanowali nad przebiegiem reakcji termojądrowej, ludzkość mogłaby zapomnieć o kryzysie energetycznym. Teoretycznie wiadomo, jak to zrobić, ale praktycznie nikomu to się jeszcze nie udało. Świat jednoczy wysiłki, by ten cel osiągnąć.

Z syntezą termojądrową jest tak jak z liczeniem cukierków przez pięciolatka. Dwa cukierki plus dwa cukierki nierzadko równa się trzy cukierki. Gdzie podział się czwarty? Nie wiadomo. Ale na pewno smakował. Podobnie dzieje się podczas fuzji, z tym że zamiast słodyczy podczas tej reakcji wydziela się mnóstwo energii. Dwa jądra lekkich pierwiastków łączą się w jedno – cięższe, ale lżejsze niż suma mas składników. Dokąd ulatuje część masy? Zgodnie ze słynnym równaniem Einsteina, jest ona równoważna energii, trzeba jej tylko stworzyć odpowiednie warunki, by zmieniła oblicze. Tak właśnie dzieje się we wnętrzach gwiazd. Również w Słońcu. Widząc taką elektrownię na niebie, chciałoby się uszczknąć co nieco z energii syntezy. Tym bardziej że apetyt rośnie.

Proste, ale trudne. Fuzja to energia czysta, bo produkt reakcji, hel, nie zatruwa środowiska, radioaktywne odpady stają się nieszkodliwe już po 100 latach, natomiast surowiec, czyli woda morska, z której produkować można paliwo (deuter i lit) – jest tani i w nieograniczonej ilości. Łatwo o tym pisać, bo teoria syntezy termojądrowej jest znana już od lat 40. ubiegłego wieku, a na jej pomysł uczeni wpadli przy okazji badań nad bombą atomową. Wszystko wydawało się proste na tyle, że takie reakcje z powodzeniem przeprowadzano – w bombie wodorowej w latach 50.

Energię elektryczną należy jednak pozyskać z reakcji przebiegającej pod kontrolą. I tu zaczynają się schody. – Stosowana w reaktorach jądrowych technologia rozszczepienia polega na tym, by nie dopuścić do reakcji łańcuchowej. Natomiast w przypadku syntezy trzeba wytworzyć niezwykle wyrafinowane warunki, żeby ta reakcja w ogóle mogła zachodzić – mówi dr hab. Zygmunt Składanowski, szef Instytutu Fizyki Plazmy i Laserowej Mikrosyntezy im.

Polityka 51.2008 (2685) z dnia 20.12.2008; Nauka; s. 121
Reklama