Minęło ponad 100 lat, zmienił się bieg pobliskiej Leny, powikłały granice lasów, a w miejscu, gdzie hasały krowy pisarza, powstał kołchoz i wioska Appany. Ale jednak coś zostało: po dziś dzień jeziorko za wsią nazywają Woda Sieroszewskiego, w pobliżu byłej sadyby zesłańca, tak jak w XIX w., krążą orły przednie i jak wówczas uciekają przed nimi susły dziabaraasky. A pewnie i sam pan Wacław włóczy się z dubeltówką gdzieś po okolicznych brzeziniakach.
Zanim Sieroszewski, początkujący rewolucjonista, w 1886 r. trafił do ułusu Nam ówczesnej jakuckiej obłasti, spędził po dwa lata w Wierchojańsku i Śriedniekołymsku. Podczas niedługiego pobytu nad Janą (Wierchojańsk) zdążył spłodzić córkę, otworzyć warsztat ślusarski i opanować tajniki jakuckiej rybałki. Nie zaniedbał też nauki jakuckiego i zbierania wiadomości o Jakucji, co dało początek fundamentalnemu dla jakutologii dziełu „12 lat w kraju Jakutów”. Starczyło mu sił i czasu, by zbudować wielką łódź, zorganizować dziesięcioro zesłańców i spróbować ucieczki z tego więzienia bez krat i klucza. Od wyroku chłosty i śmiertelnego pobicia uratowała go nieobecność kata. Nie uniknął jednak kary zupełnie: buntowszczyka zesłano do Średniekołymska i osiedlono w miejscu oddalonym „o 300 wiorst od miasta, 100 od rzeki i 100 od traktu pocztowego”.
Nawet na końcu świata wnuk Kajetana Sieroszewskiego, szwoleżera spod Samosierry, nie porzucił myśli o ucieczce: zaczął uczyć się czukockiego, by na saniach koczujących po sąsiedzku Czukczów zwiać przez Cieśninę Beringa do Ameryki. W porę ostrzeżony przed Czukczami, którzy samotnych cudzoziemców brali czasami w niewolę, zrezygnował, ale chwycił się kolejnej idei: postanowił opisywać Jakucję i jej mieszkańców.