Archiwum Polityki

Z dziada pradziada: Carl Bildt

W drugim półroczu 2009 r. Szwecja przejmie stery Unii Europejskiej, a on będzie przewodniczył Radzie Unii.

Na niedawnej konferencji w Stambule gospodarze nie mogli się nachwalić swojego głównego gościa. Że jeździ w kółko po Europie, że prawie nie odrzuca zaproszeń na nieformalne spotkania, że niestrudzenie debatuje o Unii. – Rzeczywiście, sporo jeżdżę – przyznał zakłopotany Carl Bildt na początku swojego wystąpienia. – Ostatnio wpadłem nawet na posiedzenie własnego rządu. Jeszcze mnie rozpoznają. W drugim półroczu 2009 r. szef szwedzkiej dyplomacji będzie jeździł jeszcze więcej. Jego kraj przejmie stery Unii Europejskiej po Czechach, a formalnie to minister spraw zagranicznych przewodniczy głównemu organowi decyzyjnemu wspólnot europejskich. Tym razem będzie przewodniczył także faktycznie – premier Szwecji Fredrik Reinfeldt ma niewielkie doświadczenie w polityce europejskiej, a Bildt jest jej weteranem.

Politykę ma we krwi.

Premierem Szwecji był już jego prapradziadek, a większość męskich przodków służyła w dyplomacji albo w rządzie. Bildt jest też spokrewniony z XIII-wiecznym królem Norwegii Haakonem V Długonogim, co wyjaśnia zapewne jego prawie dwumetrową sylwetkę. Trzykrotnie żonaty, ustatkował się u boku Włoszki Anny Marii Corazzy. Choć wygląda na 40-latka, w tym roku skończy 60.

Szwedzi pamiętają go przede wszystkim jako premiera (1991–1994). Inteligentny i błyskotliwy, zreformował szwedzką gospodarkę i wprowadził swój kraj do Unii, ale zaliczył też ostry kryzys ekonomiczny, który ostatecznie kosztował go stanowisko. Co ciekawe, to rząd Bildta wymyślił rekapitalizację banków, którą Gordon Brown sprzedaje dziś jako swój autorski pomysł na ratowanie instytucji finansowych.

Ale renomę międzynarodową Bildt zdobył nie w Szwecji, tylko w Bośni. Kiedy przestał być premierem, był najpierw specjalnym wysłannikiem Unii do Jugosławii, a od 1995 r.

Polityka 1.2009 (2686) z dnia 03.01.2009; s. 63
Reklama