Archiwum Polityki

Ameryka mięknie wolno

W ciągu roku zamykamy Guantanamo – zarządził prezydent Barack Obama. Przełom? Raczej kosmetyka.

Guantanamo to nie tylko osławione więzienie dla podejrzanych o terroryzm, ulokowane w bazie amerykańskiej na Kubie. To także nazwa-symbol całego systemu ścigania i sądzenia terrorystów wprowadzonego przez prezydenta Busha i potępianego przez jego krytyków w Ameryce i na świecie. Obama obiecał go rozmontować – oprócz zamknięcia więzienia podpisał rozporządzenia o likwidacji tajnych więzień CIA poza granicami USA, zakazie wysyłania podejrzanych do innych krajów i brutalnych metod ich przesłuchań. Zawiesił też specjalne trybunały wojskowe, przed którymi rozpoczęły się już procesy terrorystów.

Decyzje te wyglądają na zasadniczy zwrot w polityce walki z terroryzmem, wymuszony przez krajowych obrońców praw człowieka i światową opinię publiczną. Lewica demokratów domagała się radykalnej czystki w służbach specjalnych i zablokowała nominację pierwszego kandydata Obamy na dyrektora CIA Johna Brennana, weterana agencji popierającego kontrowersyjne metody wojny z terroryzmem. Zapowiedź likwidacji Guantanamo ma natychmiast poprawić złowrogi wizerunek Ameryki i potwierdzić, że „zmiany” nie były tylko wyborczym sloganem – łatwiej to zrobić niż rozbroić Iran albo naprawić gospodarkę. Ale także i w tej dziedzinie zmiany w istocie nie będą przełomowe. Radykalna wolta zagroziłaby bezpieczeństwu Ameryki. Zamknięcie Guantanamo to w dużej mierze efektowna operacja PR.

Przyjrzyjmy się po kolei klockom rozmontowywanej przez nowego prezydenta budowli.

Więzienia

W celach Guantanamo przebywa jeszcze 245 więźniów. Na początku było ich ponad 700, schwytanych głównie w czasie operacji usuwania talibów z Afganistanu jesienią 2001 r. Ci, którzy pozostali, to sami cudzoziemcy, przetrzymywani bezterminowo. Ekipa Busha odmówiła im statusu jeńców wojennych, aby nie wiązać się konwencją genewską.

Polityka 5.2009 (2690) z dnia 31.01.2009; Temat tygodnia; s. 12
Reklama