Archiwum Polityki

Wywrotowa zima

Gdyby nie zima stulecia, na rewolucję Solidarności przyszłoby nam dłużej poczekać. To mrozy wykończyły ekipę Edwarda Gierka.

Pierwszy sekretarz partii nie miał szczęścia do pogody. Czynnik klimatyczny zamieszał w dekadzie lat 70. jak nigdy wcześniej. Najpierw efektem deszczowych i nieurodzajnych lat był świński dołek, pogłębiający się z roku na rok. A na sylwestra 1978 r. przyszła zima stulecia.

Pech chciał, że pierwszy atak mrozów i śniegu wypadł akurat na dni, kiedy wszyscy byli psychicznie i organizacyjnie rozluźnieni: sobota przedsylwestrowa, niedziela – sylwester, poniedziałek – Nowy Rok. Jeszcze w czwartek temperatura oscylowała wokół plus 5 st. Celsjusza, w piątek spadła do minus 10. W kolejnych dniach nawet do minus 30. Jednocześnie zawiało i zasypało. I żeby to jednorazowo! Zima sparaliżowała kraj na niemal dwa miesiące.

Ci, którzy dłużej zabalowali w noc sylwestrową, mieli kłopoty z powrotem do domu.

Utknęli po drodze w zasypanych samochodach i pociągach. Na kilka dni zostało odciętych od świata wiele miejscowości i wsi. Ba, nawet dzielnic miast, jak np. oddalony od Śródmieścia warszawski Ursynów, do którego nie tylko nie można było dojechać, ale również się dodzwonić. Za cały kontakt ze światem musiało wystarczyć parę budek telefonicznych, do których stały kolejki jak do sklepu mięsnego. Do Pucka i Władysławowa żywność dostarczały śmigłowce. Do dwóch rodzących kobiet we Władysławowie nie dotarły nawet ciężkie transportery wojskowe. W pierwszych dniach stycznia w województwie siedleckim tylko 25 proc. wszystkich dróg było przejezdnych. Nie lepiej sytuacja przedstawiała się w innych regionach. W Bydgoskiem, Gdańskiem, Legnickiem, Poznańskiem i Toruńskiem ogłoszono stan klęski żywiołowej. Odnosiło się wrażenie, jakby wszystko stanęło, jednak nie tylko z powodu zasp, ale także, a może przede wszystkim, organizacyjnego blamażu i sprzętowego badziewia.

Polityka 3.2009 (2688) z dnia 17.01.2009; Historia; s. 60
Reklama