Zgodnie z dyrektywami Unii Europejskiej od stycznia każdy nowo budowany lub sprzedawany dom powinien mieć świadectwo charakterystyki energetycznej. Certyfikat przypisze budynek do jednej z dziewięciu klas, w zależności od ilości zużywanej energii. To kolejne formalności i dodatkowe koszty, które mają jednak premiować inwestowanie w domy przyjazne dla środowiska. Modne ostatnio domy pasywne mają dobre parametry izolacyjne i są wyposażone w rozwiązania minimalizujące zużycie energii, a jednocześnie zapewniające komfort. Według ich projektantów to nowa idea. Pozornie. Innowacją jest wprawdzie nagromadzenie energooszczędnych rozwiązań, ale pomysł budowy domu, w którym mimo niesprzyjających warunków zewnętrznych daje się wygodnie żyć, ma tysiące lat. Niestety, w epoce przemysłowej, gdy energia była tania, a złoża surowców energetycznych wydawały się niewyczerpane, zapomniano o wielu dobrych zasadach budowania. A szkoda, bo starożytni umieli ułatwić sobie życie, a wiele willi rzymskich mogłoby otrzymać świadectwo charakterystyki energetycznej zaliczające je do najwyższej klasy.
Na Bliskim Wschodzie dom bogacza musiał chronić przed upałem.
Było to trudniejsze niż ogrzewanie domów na północy, ponieważ aż do XX w. człowiek nie potrafił sztucznie ochładzać powietrza. Niemiecki badacz Albrecht Endruweit, po przeanalizowaniu wszelkich dostępnych analogii, źródeł pisanych i pozostałości zachowanych do naszych czasów domów egipskich z II tys. p.n.e., stwierdził, że do klimatyzowania domów Egipcjanie wykorzystywali głównie dobową różnicę temperatury (średnio około 16 st. C). Barierą dla upału dnia były mury zewnętrzne, wykonane z wolno nagrzewających się cegieł mułowych. Im były grubsze, tym wolniej gorąco przenikało do wnętrza domu.