Archiwum Polityki

Żywy pamiętnik

Już w momencie pierwszej publikacji w 1970 r. „Pamiętnik z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego stał się dziełem bardzo kontrowersyjnym, by nie powiedzieć skandalicznym.

Powody, dla których „Pamiętnik” wzbudzał tak wielkie emocje, mocno wiązały się z językiem pojęciowym i sposobami ujęcia obowiązującymi w PRL. Istniał tu dość sztywny schemat mówienia o bardzo niewygodnym powstaniu. Najpierw chodziło o przeciwstawienie bohaterskiej młodzieży i oszukującego ją zbrodniczego dowództwa. Potem, w miarę upływu lat, przymiotnik „zbrodnicze” stawał się zbyt jaskrawy i raczej już się nie pojawiał, ale wciąż obawiano się puszczenia tego tematu na żywioł, czyli pozwolenia, by każdy mówił, co zapamiętał. Książka Białoszewskiego była tak bardzo niekonwencjonalna, że choć nie można było jej właściwie niczego zarzucić, zapewne od początku przewidywano kłopoty, skoro pierwsze, ograniczone co do nakładu, wydanie poprzedził „partyjny” wstęp Janusza Wilhelmiego.

Przypuszczenia okazały się słuszne. Do natarcia na „Pamiętnik” ruszył Wojciech Żukrowski, publikując recenzję kwestionującą moralne podstawy pisania o powstaniu kogoś, kto nie wykazał odwagi i „dekował się po piwnicach”. Za Żukrowskim poszli inni. Spór ponownie został podgrzany w połowie lat 70., gdy Maria Janion ogłosiła wnikliwe i obszerne studium „Wojna i forma”. Postawiła w nim tezę, że „W Polsce doświadczenie wojenne ciągle układało się i układa w ten sam romantyczny, przeważnie westernowy, rzadziej ekspresjonistyczny wzór”. Czyli wciąż królował Sienkiewicz, a władza jak ognia bała się szargania świętości. Książka Białoszewskiego wyraźnie się wyłamywała, miała być – wedle autorki – jednym z rzadkich przykładów „polskiej prozy cywilnej”.

Te przeciwstawienia i cała awantura wiele mówią o PRL, w którym oficjalna linia sprzymierzyła się z tradycyjną patriotyczną sztampą. Połączenie jest już historyczne, ale skłonność, by w celach politycznych wykorzystywać opartą na stereotypach wizję wielkich wydarzeń, bynajmniej nie należy do przeszłości i co jakiś czas powraca.

Polityka 9.2009 (2694) z dnia 28.02.2009; Kultura; s. 59
Reklama