Archiwum Polityki

Renty od pułkownika

Pewien rencista wojskowy zauważył, że przez dziury w systemie rentowym ZUS przeciśnie się nawet najzdrowszy człowiek. To odkrycie złamało mu życie.

Chorych pułkownik Jerzy Grynia przyjmował zwykle przy stoliku w szczecińskim McDonaldzie. Czy było ich kilkuset, czy kilka tysięcy, to już będzie musiał ustalić sąd. – Pomogłem bardzo wielu osobom – twierdzi. – Ale jak sam potrzebowałem pomocy, to powiedzieli: spieprzaj dziadu.

Pułkownik ma 50 lat i podkrążone oczy. Wychudł i popadł w biedę. Tak mówią sąsiedzi z szarej kamienicy, która stoi przy murze Stoczni Szczecińskiej, bo on obcych do mieszkania nie wpuszcza. Nie przyjmuje już chorych. Unika ludzi. Zgorzkniał i uleciała z niego dawna radość życia. – Bo bardzo się na ludziach zawiodłem, wkładając przez lata serce w pomoc, którą im niosłem – mówi Jerzy Grynia, którego działalność dość szczegółowo została opisana w 200 tomach prokuratorskich akt.

Z ustaleń prokuratury wynika, że do 2004 r. pomógł ponad 200 osobom, z których udało się do tej pory skazać 88. Sam Grynia oskarżony jest o 59 przestępstw, które polegały głównie na korumpowaniu urzędników z ZUS oraz podrabianiu dokumentów i podpisów. Grozi mu 10 lat więzienia. Proces pułkownika i 17 lekarzy, którzy pomagali mu w fałszerstwach, wkrótce rozpocznie się przed szczecińskim sądem.

Pierwszy był taksówkarz Zdzisław Z. z korporacji Auto-Taxi. Pułkownik zainteresował się jego stanem zdrowia, jadąc taksówką w 1997 r. W trakcie krótkiego wywiadu, który przeprowadził z chorym, dowiedział się, że cierpi on na bóle kręgosłupa i problemy z oddawaniem moczu. – Wtedy zaproponował mi pomoc – zeznał taksówkarz.

Pierwsze kroki pułkownik Grynia skierował do doktora Piotra K., 53-letniego radiologa, którego znał, bo bywał u niego jako pacjent w przychodni przy ulicy Starzyńskiego w Szczecinie. Powiedział, że znajomy potrzebuje renty.

Polityka 13.2009 (2698) z dnia 28.03.2009; Ludzie i obyczaje; s. 115
Reklama