Ernest Rutherford, wielki nowozelandzki fizyk, noblista, wspominał, że na początku 1909 r. doznał wstrząsu, kiedy poznał wyniki eksperymentu przeprowadzonego właśnie przez jego młodych współpracowników – Hansa Geigera i Ernesta Marsdena. Badali oni zachowanie cząstek alfa, emitowanych przez próbkę radu przy przechodzeniu przez cienką złotą folię. Zdecydowana większość cząstek – dziś wiemy, że są to jądra atomu helu – przechodziła przez folię, jakby jej nie zauważając, niektóre odchylały się nieco od swojego pierwotnego toru, zdarzały się jednak i takie, choć niezwykle rzadko, które od folii odbijały się jak od ściany. Wyglądało to tak – wspominał Rutherford – jakby wystrzelona armatnia kula, trafiwszy w serwetkę, ugodziła nas rykoszetem. Zastanawiając się, jak pogodzić niemal zupełną przezroczystość folii z jej zdolnością do odbijania cząstek alfa, Rutherford wprowadził planetarny model atomu, w którym prawie cała masa atomu skupiona jest w malutkim, sto tysięcy razy mniejszym od atomu jądrze, wokół którego krążą lekkie elektrony niby planety wokół Słońca.
Aby zrozumieć, jak planetarny model atomu tłumaczy zagadkowe wyniki doświadczenia Geigera-Marsdena, wystarczy wyobrazić sobie chłopca stojącego przed płotem z cienkich sztachet. Ciska on w stronę płotu kamienie, których większość przezeń przelatuje. Dopiero gdy kamień trafi w sztachetę, jego tor ulega gwałtownej zmianie. Podobnie dzieje się z cząstkami alfa, przechodzącymi przez faktycznie ażurową strukturę folii złota. Jeśli na swej drodze nie natrafią na jądro atomowe, przelatują nie zauważając folii, gdy ugodzą w jądro, mocno się odchylają. Rutherford nie ograniczył się, oczywiście, do takich tylko wywodów, lecz wyprowadził wzór noszący teraz jego imię, który określa prawdopodobieństwo odchylenia cząstki o dany kąt.