Archiwum Polityki

Czułam, że nie płynę sama

Rozmowa z Martą Sziłajtis-Obiegło, najmłodszą Polką, która w pojedynkę opłynęła Ziemię, o samotności, potrzebie przestrzeni i o tym, za co idzie się do piekła

Filip Springer: – Co czuje człowiek zawijający do portu, z którego rok temu wypłynął w samotną podróż dookoła świata?

Marta Sziłajtis-Obiegło:– Człowiek w końcu ma pewność, że Ziemia jest rzeczywiście okrągła.

Czym ten port różnił się od poprzednich na Wielkim Kręgu?

Każdy port to była podwójna radość. Gdy wpływałam, cieszyłam się z tego, że dotarłam do końca kolejnego etapu, że jestem dalej. Ale ja na lądzie nie wytrzymuję długo, więc druga radość przychodziła wówczas, gdy wypływałam.

Z Puerto de la Cruz w Wenezueli było inaczej. Wiedziałam, że tutaj radość będzie tylko jedna, że nigdzie stąd już nie wypłynę. Przynajmniej nie tym razem.

Co sprawia, że młoda, 23-letnia, ładna kobieta wyrusza w samotny rejs dookoła świata? Ludzie uciekają od samotności, narzekają na nią, boją się jej, a ty się na nią dobrowolnie skazałaś.

Pojawiła się szansa, sponsor, jacht – nie mogłam odmówić, bo taka okazja pojawia się raz w życiu. Samotny rejs był jedną z ostatnich rzeczy w żeglarstwie, których nie spróbowałam.

Długo rozważałaś za i przeciw?

Ta lista miała 16 stron zapisanych drobnym maczkiem i nadal mam ją ze sobą. Swoje dopisała rodzina i przyjaciele. Ludzie mówią mi, że nigdy by się na coś takiego nie zdobyli. Myślę sobie, że oni tego tak naprawdę nie wiedzą, zakładają na początku, że nie byliby w stanie. Ja postanowiłam po prostu zaryzykować. Mój sponsor chciał przed moim wypłynięciem organizować konferencję prasową, nagłośnić sprawę w mediach. Poprosiłam, by tego nie robił, bo nie byłam pewna, czy po miesiącu ta przygoda się nie skończy.

Poza tym na tydzień przed wypłynięciem skończyłam studia, wcześniej niż moi rówieśnicy, bo ja wcześniej poszłam do szkoły.

Polityka 19.2009 (2704) z dnia 09.05.2009; Ludzie i obyczaje; s. 92
Reklama