Archiwum Polityki

Następne pięć lat

Leopold Unger, „Brukselczyk”, o zadaniach nowego Parlamentu Europejskiego i o tym, dlaczego mamy Europę, a nie ma Europejczyków

Jacek Żakowski: – Wybory za nami. Przed nami pięć lat z nowym europarlamentem, nową Komisją i staro-nowymi problemami stojącymi przed Unią. Co się przez te pięć lat stanie?

Leopold Unger: – Możemy zrobić potrzebny krok do przodu.

Czyli jaki?

Przede wszystkim wzmocnienie Europy; nie tylko zresztą instytucji unijnych. Bronisław Geremek mówił, że mamy Europę, ale nie mamy Europejczyków. To jest clou naszego problemu.

To znaczy, że odkładana ratyfikacja traktatu lizbońskiego nie ma wiele wspólnego z najważniejszym problemem Europy?

Ratyfikacja to konieczna podstawa. Ale boję się, że nawet jeżeli traktat zostanie przyjęty, przez najbliższe pięć lat Europejczyków będzie nam wciąż brakowało. W Brukseli i w społeczeństwach.

W tym sensie, że będziemy mieli lepsze instytucje, ale wciąż nie będziemy mieli europejskiej opinii publicznej?

To oczywiście wciąż będzie istotna bariera. Dopóki nie będzie europejskiej opinii publicznej, nie będzie normalnej europejskiej polityki i ten deficyt wciąż będzie nam przeszkadzał.

Wierzy pan, że europejska opinia publiczna powstanie?

Możemy w to wierzyć tak, jak się wierzy w wielkie historyczne wizje. One są oczywiście potrzebne. Ale nie ma co robić sobie złudzeń. Europejska opinia prędko nie powstanie. Między innymi na skutek rozczarowania działaniem brukselskich instytucji.

Europa od wielu lat stoi w miejscu. Jest gospodarczym gigantem i politycznym karzełkiem. Nie może sobie poradzić nie tylko z polityką makroekonomiczną – co doskonale widać teraz w czasie kryzysu – ale też z polityką obronną i zagraniczną. Dopóki Lizbona nie wejdzie wreszcie w życie, Europa mało będzie się liczyła na świecie, bo Chińczycy, Amerykanie, Rosjanie wciąż mają ten problem, o którym mówił Kissinger.

Polityka 24.2009 (2709) z dnia 13.06.2009; Temat tygodnia; s. 14
Reklama