Archiwum Polityki

Dwieście wykrzykników

Na jednym z nagrobków w Biskupcu pojawiła się inskrypcja: „Matka nie ma prawa przyjść na mój pogrzeb... Patryk”. Po miasteczku jeździ auto z napisem: „Zamordowany przez własną matkę i

Beata stara się każdego dnia odwiedzać Patryka. Poprzysięgła, że dopóki żyje, będzie synowi palić światełko. Przy cmentarnej bramie kupuje lampkę u pani Jadzi, która współczuje Beacie. Gdyby pojawił się Darek, były mąż Beaty, ojciec Patryka, pani Jadzia zadzwoni na komórkę do Beaty: uciekaj! Darek pojawia się codziennie i wyrzuca lampki z mogiły. Tak jest od śmierci 18-letniego Patryka, dwa lata temu.

Darek: 44 lata, niewysoki, łysiejący, sprzedaje wycieraczki samochodowe. Syn prowadził z ojcem interes. Darek zawsze powtarzał: on i ja – jedna całość. Koledzy Patryka byli też kolegami Darka. Ojciec dobrze się czuje w młodzieżowym towarzystwie. Mówią na niego Łysy. Opowiada kumpel ojca i syna: – Patryk trzymał poglądy Darka. Fajnie miał, razem jeździli na dyskoteki i ogniska. Co innego można robić w niewielkim Biskupcu koło Olsztyna? Spotykają się ludzie na rondzie, potem się piwkuje, popala jointy i dyskotekuje. No, tak, jest jeszcze praca. Połowa zarabia w świniarni, reszta w meblarni. Chyba że komuś zechce się za granicę.

Patryk od 13 r. życia mieszkał z ojcem i babką. Wyprowadził się od matki, gdy Darek po raz pierwszy trafił do więzienia. Za znęcanie się nad Beatą. Syn stanął po jego stronie. Beata: – Dla Darka zawsze byłam kurwą i szmatą. Wpajał synowi nienawiść do mnie.

„Muj list pożegnalny: Teraz mam wyjebane na wszystko. Leżę w trumnie, nic mnie nie obchodzi”.

Darek i Beata byli małżeństwem przez 13 lat. Pozytywnie zaiskrzyło między nimi w 1988 r. On był wówczas 23-letnim konserwatorem i palaczem w bazie turystycznej na Mazurach. Ona, młodsza o 5 lat, jeszcze małolata, kończyła krawiecką zawodówkę. Z jego strony to była jak najbardziej miłość. Wydaje mu się, że jej chodziło o kasę.

Polityka 28.2009 (2713) z dnia 11.07.2009; Ludzie i obyczaje; s. 92
Reklama