Archiwum Polityki

Miron nadaje z mrówkowca

„Chamowo” Białoszewskiego powstało 33 lata temu, ale dopiero teraz po raz pierwszy ukazuje się w całości. Dziennik pisany po przeprowadzce do dziesięciopiętrowego bloku czyta się dziś jak

Dostajemy niespodziewany prezent. Dziś, na tle nowej literatury, „Chamowo” Białoszewskiego brzmi tak świeżo, że może dobrze się stało, że tak długo pozostawało w ukryciu. Dlaczego nie ukazało się od razu? Sam Białoszewski bardziej cenił swoje wiersze, które powstały w tym samym czasie, trochę zniechęciły go też krytyczne głosy młodych przyjaciół o „Zawale”, napisanym tuż przed „Chamowem”. Narzekali, że ta proza jest nudna. Fragmenty „Chamowa” ukazały się więc później w kilku tomach, m.in. „Rozkurzu” (1980 r.), a całość pisarz nagrał na kasety magnetofonowe, tak jak lubił, u Jadwigi Stańczakowej i od tamtej pory, na kasetach, czekało na swój czas.

Pisał je od czerwca 1975 do maja 1976 r. Przeniósł się wtedy z placu Dąbrowskiego, gdzie mieszkał razem z Le, czyli Leszkiem Solińskim. Postanowili, że po powrocie Mirona z sanatorium w Konstancinie zamieszkają osobno. Akurat pojawił się przydział na mieszkanie, Le uznał jednak, że to nie on opuści plac, tylko Miron wyniesie się ze Śródmieścia do nowego bloku na Lizbońską, czyli na Chamowo. Tak nazywali tę część miasta za trasą Łazienkowską mieszkańcy pobliskiej Saskiej Kępy. Jak ci zginie rower, szukaj go na Chamowie – podobno mawia się tam do dzisiaj. „Dom ogromny, na dziesięć pięter wysoki, na ćwierć kilometra długi. Stał szary i pusty. Na podwórzu skorupy”. Obco i dziko. Ale są za to dobre widoki z wysoka na oba brzegi Warszawy. Miron czyta wtedy „Robinsona Crusoe”, akurat o tym, jak Robinson wylądował na wyspie. I sam zaczyna poznawanie i opisywanie nowego miejsca, nowego stanu, w jakim się znalazł. Ta książka to zapis roku życia, roku – trzeba dodać – po zawale serca, podarowanego, „mogłoby tego już nie być”.

Polityka 30.2009 (2715) z dnia 25.07.2009; Kultura; s. 44
Reklama