Prof. Witold Modzelewski, były wiceminister finansów, obecnie doradca podatkowy, który wprowadzał u nas podatek VAT, mówi, że zmiany w przepisach podatkowych spowodowały to, że podatnicy nie płacą, bo się już nie boją. Wydaje się logiczne. Skoro bowiem PKB nie rośnie, ale też i nie spada, tak samo powinno być z podatkami. Fiskus powinien otrzymać może nie aż tyle, ile pierwotnie zaplanował minister finansów (zakładając 3,7 proc. wzrost PKB), ale przynajmniej tyle co w ubiegłym roku. Tymczasem w stosunku do pierwotnego planu na 2009 r. ministrowi finansów miało zabraknąć aż 45,6 mld zł z podatków. Dlatego tegoroczną ustawę budżetową trzeba było znowelizować. Teraz, mając dane za pierwsze półrocze, szacuje się, że wpływy podatkowe, w porównaniu do rzeczywistych z 2008 r., spadną o ok. 14 mld zł. Kto lub co jest naprawdę sprawcą tej ciągle imponującej dziury?
Może to Janusz Palikot i Adam Szejnfeld? Pierwszy, kierujący sejmową komisją Przyjazne Państwo, a drugi konstruując w Ministerstwie Gospodarki tak zwany pakiet Szejnfelda? Obaj nie ukrywali, że chodzi im o to samo – o uproszczenie, a nawet likwidację przepisów utrudniających życie przedsiębiorcom. Zachęcały ich do tego organizacje pracodawców, takie jak PKPP Lewiatan, BCC czy Krajowa Izba Gospodarcza. Wszystkie jednym głosem domagały się, żeby nasze prawo nie traktowało podatników jak potencjalnych przestępców, przeciwnie, miało do nich więcej zaufania. Czyżby teraz okazało się, że rząd PO-PSL obdarzył biznesmenów kredytem, którego oni nadużywają?
PIT, czyli 6 mld zł mniej
Podatek od dochodów osobistych, PIT, płacą zarówno osoby pracujące, jak i emeryci oraz inwalidzi. W sumie prawie 24,5 mln osób. Z nowelizacji budżetu wynika, że oddadzą oni fiskusowi mniej aż o 5,9 mld zł, niż pierwotnie planowano, ale „tylko” około 4 mld zł mniej, niż wpłynęło do budżetu w 2008 r.