Archiwum Polityki

Wystawieni do wiatru

Duńczycy nie czekają na kryzys energetyczny, lecz się do niego przygotowują. Inwestują w siłownie wiatrowe i inne technologie, które mają ich uniezależnić zarówno od ropy naftowej, jak i

Co roku, wieczorem 23 czerwca, Duńczycy zbierają się na nabrzeżach, plażach i w miejskich parkach, by na wielkich stosach spalić czarownice. Odsyłają ich duchy tam, skąd przyleciały, czyli do Niemiec, na górę Bloksbjerg (Brocken). Tę działalność eksportową prowadzą już od czasów pogańskich, ale święto Sankt Hans Aften to raczej kiepski interes. Zysk żaden, a czarownice niezmiennie wracają. Mimo to Dania od lat eksperymentuje w handlu czymś niemal równie ulotnym: wiatrem. A dokładniej, energią elektryczną pochodzącą z ponad 5 tys. zbudowanych na lądzie i morzu turbin wiatrowych. Kilka terawatogodzin, co roku sprzedawanych Niemcom, Norwegom i Szwedom, mogłoby posłużyć do oświetlenia wszystkich ulic w Polsce. Przede wszystkim zaś sprzedaje się wiedzę i technologię. Połowa energii wiatrowej na świecie wytwarzana jest przez turbiny wyprodukowane przez duńskie firmy. Dochody tego sektora przemysłu wyniosły w zeszłym roku 7,2 mld euro. A to dopiero przystawka. Już w 2025 r. Duńczycy chcą wytwarzać połowę energii elektrycznej z wiatru. Skąd przekonanie, że się uda? I, zważywszy koszty produkcji takiej energii, czy w ogóle warto próbować?

Podmuch grozy

Duńczycy zwrócili się ku energii wiatrowej, i szerzej, odnawialnej, nie na skutek łaski ekologicznego oświecenia, tylko ze strachu. Po pierwsze, przed uzależnieniem od zagranicy. Dania wyjątkowo ucierpiała na kryzysie paliwowym w 1973 r. Niemal 90 proc. energii pochodziło wówczas ze spalania ropy naftowej, w większości importowanej. Po drugie, Duńczyków dręczyła obawa przed energią jądrową (wzmocniona dodatkowo po awarii w Czarnobylu). Wiatraki w ojczyźnie Andersena kręcą się jak żadne inne dzięki konsekwentnej, prowadzonej od końca lat 70.

Polityka 31.2009 (2716) z dnia 01.08.2009; Nauka; s. 67
Reklama