Archiwum Polityki

Kto to puścił?

Chińska prasa musi nieustannie manewrować w trójkącie wyznaczonym przez oczekiwania czytelników, wymagania cenzury i interesy rodzimego biznesu.

Jednym z bohaterów chińskiej prasy był ostatnio Zhou Senfeng. Ten 29-letni absolwent najbardziej elitarnego uniwersytetu w kraju został burmistrzem liczącego 600 tys. mieszkańców miasta Yicheng w prowincji Hubei. Na początku prasa zachwyciła się zdolnym młodzieńcem, ale zmieniła front, gdy w Internecie pojawiły się sugestie, jakoby błyskotliwy awans Zhou nie był wcale wynikiem jego zdolności, tylko rodzinnej protekcji.

Dziennikarze natychmiast przeczesali biografię 29-latka. Nie omieszkali donieść o opublikowanym przez niego kilka lat temu artykule, który prawdopodobnie był plagiatem. Na łamach gazet powątpiewano też w szczerość oficjalnych uzasadnień wyboru młodego działacza na tak eksponowane stanowisko. Ostatecznie okazało się jednak, że dziennikarzom nie udało się odsłonić żadnych poważnych nieprawidłowości, więc po kilku dniach temat umarł śmiercią naturalną.

Chińska prasa jest coraz bardziej zainteresowana zaspokajaniem oczekiwań czytelnika. Czasy, kiedy wszystkie tytuły prasowe były na partyjnym garnuszku, a ich atrakcyjność dla czytelnika nie miała znaczenia, dawno minęły. W latach 90. chińska prasa weszła w okres szybkiej komercjalizacji, a rynek medialny zaczął się zmieniać. Wprawdzie większość gazet i czasopism formalnie jest afiliowana przy różnych instytucjach publicznych, ale działa na zasadach komercyjnych: musi zarabiać.

Mechanizmom rynkowym nie podlegają jedynie takie tuby partyjne jak „Renmin Ribao” (Dziennik Ludowy), organ Komitetu Centralnego, który kupują w prenumeracie niemal wszystkie urzędy i instytucje publiczne. Komentarze „Renmin Ribao” odbierane są jako oficjalny głos najwyższego kierownictwa. Gazetę czytają więc wszyscy ci, którzy chcą lub muszą orientować się w aktualnej linii partii.

Polityka 31.2009 (2716) z dnia 01.08.2009; Świat; s. 78
Reklama