Zgrabna damska pupa gości na okładkach kilku nowych książek. Jedna z nich opakowana jest w folię z napisem „tylko dla dorosłych”. To – „Terapia narodu za pomocą seksu grupowego” polskiej autorki, ukrywającej się pod pseudonimem Arundati. Mamy też „Smak miodu” syryjskiej pisarki Salwy an-Nu’ajmi i niedwuznacznie brzmiące „Wilgotne miejsca” – debiut Niemki Charlotte Roche.
Nie ma wątpliwości – kobieca erotyka kwitnie i to nie tylko w tym sezonie. Trzeba jednak pamiętać, że do niedawna skandalizująca literatura była domeną mężczyzn. D.H. Lawrence gorszył erotycznymi opisami miłości Lady Chatterley i leśniczego, Sade dręczył i ćwiczył swoją Justynę, Bataille podglądał Madame Edwardę, Nabokov unieśmiertelnił nieletnią Lolitę, a Portnoy u Rotha, jak pamięta kilka pokoleń czytelników, przeżywał męki niezaspokojonej żądzy.
Dopiero w drugiej połowie XX w. kobiety stały się gwiazdami literatury erotycznej, choć już w 1932 r. Collette pisze „Czyste, nieczyste” (ukazało się po polsku tej wiosny), coś w rodzaju dziennika intymnego i powieści jednocześnie, w której bada tajniki kobiecej zmysłowości. W tamtych czasach była to książka rewolucyjna. Zamiast być tylko obiektem namiętności, kobieta sama opisywała własne pożądanie i w dodatku interesowały ją przede wszystkim kobiety. Colette szkicuje galerię paryskich typów, palaczy opium – sama nie pali, by mieć jasny ogląd – wysublimowanych kochanków i kobiet w męskich strojach.
Te zapiski stały się księgą założycielską dla pokoleń lesbijek. Natomiast jedną z najbardziej znanych erotyczno-pornograficznych powieści stworzyła francuska dziennikarka. Jej kochanek nie wierzył, że jakakolwiek kobieta byłaby w stanie napisać naprawdę ostrą książkę, pokazała mu więc, że to możliwe.