Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Zamiedź

Polska patrzy dzisiaj na Zagłębie Miedziowe jak na wyspę szczęśliwości, którą omija kryzys. Ze strony rządu padła propozycja, aby tę wyspę sprywatyzować. Związki mówią: nie.

Wszystko tu jest naj: od zarobków po przywileje socjalne. – To nie do końca wynika z faktu, że wyjątkowo ciężko tutaj pracujemy – zauważa Herbert Wirth, nowy prezes KGHM. Wcześniej był wiceprezesem ds. produkcji. – Zawdzięczamy to cenom miedzi. A z nimi może być różnie. – Bez względu na decyzje właściciela co do prywatyzacji, ta wyspa potrzebuje wielkich zmian. Inaczej zniknie.

I

W KGHM pracuje dzisiaj – w podstawowym ciągu produkcyjnym – 18 tys. osób. W Grupie Kapitałowej Polskiej Miedzi dalsze 10 tys. Kilkadziesiąt tysięcy w firmach zaopatrzeniowych i usługowych. Szacuje się, że około 100 tys. osób ma związki z miedzią. Jeszcze kelnerzy w restauracjach, właściciele salonów samochodowych, fryzjerzy, sprzedawcy w supermarketach. Wszyscy z miedzi żyją. Pęcznieją budżety miast i gmin Zagłębia Miedziowego. A surowca wystarczy jeszcze na 30–40 lat. W gospodarce nie jest to długa perspektywa. Wahania cen metalu na światowych rynkach mogą ją niebezpiecznie skrócić.

W dodatku produkujemy najdrożej na świecie. Rudy miedzi wydobywamy z poziomów sięgających 1200 m. Szyby trzeba zamrażać, a bez klimatyzacji nie można na dole fedrować. To są koszty; na dłuższą metę nie da się konkurować z producentami mającymi kopalnie odkrywkowe lub wydobywającymi rudę z płytkich pokładów. Teraz, kiedy ceny miedzi są wysokie, państwo mogłoby na prywatyzacji nieźle zarobić. Aby ją przeprowadzić, a w zasadzie dokończyć, rząd musiałby pokonać opór związków zawodowych. To trudne wyzwanie.

Nie pozwolimy na sprzedaż ani jednej akcji, nie dopuścimy, aby Skarb Państwa stracił wpływ na kombinat – uprzedza w iście rewolucyjnym stylu Ryszard Zbrzyzny, poseł SLD i przewodniczący potężnego Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego.

Polityka 34.2009 (2719) z dnia 22.08.2009; Rynek; s. 36
Reklama