Archiwum Polityki

Trudne równanie

Parytetów płci w polityce nie wymyśliły polskie feministki. Kobiety mają zagwarantowane miejsca na listach wyborczych już w połowie państw świata.

Ponad 40 państw zapisało w konstytucjach lub ustawach obowiązek umieszczania kobiet na listach wyborczych, 50 kolejnych pozostawiło decyzję partiom, które samodzielnie zobowiązują się do zapewnienia obu płciom odpowiedniej liczby miejsc na listach. W Unii Europejskiej odgórne przepisy wprowadziły Francja, Belgia, Portugalia, Słowenia i Hiszpania.

W konkurencji udziału pań w polityce wygrywają kraje skandynawskie, chociaż tam nie regulują tego ustawy. Polska formalnie znajduje się w grupie krajów, w których część partii dobrowolnie wprowadziła kwoty. Ale nawet te nasze partie, które podjęły takie zobowiązania, nie zawsze w pełni je realizują. W Sejmie panie zajmują ok. 20 proc., niezmiennie od 2001 r. Odsetek kobiet w Senacie spada – dziś wynosi ledwie 8 proc., w kadencji 2001–2005 było ich 23 proc. W parlamentach na świecie kobiety zajmują 18 proc. miejsc, w Europie średnio 21 proc. Może nie wleczemy się więc w ogonie, ale do awangardy nam daleko. A w publicznej dyskusji, która się rozpętała po czerwcowym Kongresie Kobiet, przeciwnicy parytetów używają argumentów, z którymi inne kraje zdołały już dawno się uporać.

1
Parytety mogą się okazać niezgodne z konstytucją.

Tę wątpliwość wyraził m.in. marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Taki problem pojawił się we Francji. W 1982 r. parlament przyjął tam ustawę, zgodnie z którą na listach w wyborach lokalnych nie mogło się znaleźć więcej niż 75 proc. osób tej samej płci. Regulacje te uznano za niezgodne z konstytucją, która wykluczała dzielenie społeczeństwa – kandydatów i wyborców – na podkategorie. W 1999 r. do konstytucji dodano zapis, że prawo ma zapewniać równy dostęp kobiet i mężczyzn do funkcji wybieralnych. Rok później do prawa wyborczego wpisano nakaz parytetu na listach w wyborach na wszystkich szczeblach.

Polityka 35.2009 (2720) z dnia 29.08.2009; kraj; s. 19
Reklama