Archiwum Polityki

Duch doktora Brehmera

Sokołowsko to cień uzdrowiska z XIX w. Już kilka razy rosło w siłę i popadało w zapomnienie. Najpierw kwitło pod okiem zbójcerzy, potem pałeczkę przejęli lekarze, może teraz podniesie

Tomasz Mann „Czarodziejską Górę” umieścił w Davos, ale ten słynny szwajcarski kurort nigdy by nie powstał, gdyby nie Görbersdorf na Dolnym Śląsku. Przyjeżdżali tu leczyć suchoty zamożni Niemcy, Francuzi, Hiszpanie i Rosjanie, wypoczywał noblista Gerhart Hauptmann, poetka Johanna Ambrosius i feldmarszałek Graf von Moltke. Davos tętni życiem do dzisiaj, Sokołowsko (po wojnie tak nazwano uzdrowisko na cześć polskiego lekarza Alfreda Sokołowskiego) niszczeje. W miasteczku schowanym w dolinie Gór Suchych (w bok od drogi z Wałbrzycha do Mieroszowa) pozostały dziś tylko ślady niegdysiejszego blichtru.

Wąski poniemiecki przejazd (najpierw mostek, potem wiadukt) oddziela świat od zaklętej krainy. Zalesione wzgórza wyglądają tak, jakby zamieszkiwały je krasnale, Liczyrzepa i wychudzone zjawy gruźlików. Bo odnowiony budynek na skraju miasteczka, dziś zakład opieki dla osób z chorobami wieku starczego, to kiedyś jedno ze słynnych sanatoriów dla gruźlików. W samym miasteczku dominuje ruina neogotyckiego budynku z czerwonej klinkierówki, pełnego wieżyczek i gotyckich okien, zwana Grunwaldem – najsłynniejsze i najstarsze z sanatoriów. Reszta to kilka zatopionych w zieleni ulic, wzdłuż których stoją mniej lub bardziej zniszczone budynki z drewnianymi werandami. – Grunwald, Biały Orzeł, Waryński, Chrobry, wszystkie te tryumfalistyczne nazwy nadano im po wojnie. Przyjeżdżali tu wówczas ludzie z całej Polski. Ojca ściągnęli z Podkarpackiego, by zajmował się lasem, ale większość przyjechała do pracy w sanatoriach – mówi jedyny sokołowski rolnik Wiesław Mąka.

Wzmianki o wsi Görbersdorf pochodzą z XIII w. Przez dolinę prowadził szlak handlowy z Czech do Świdnicy i Wrocławia.

Polityka 36.2009 (2721) z dnia 05.09.2009; Na własne oczy; s. 92
Reklama