Archiwum Polityki

Trujący gaz

Władimir Putin podczas wizyty w Polsce złożył zaskakującą ofertę dotyczącą dostaw gazu. Można ją streścić: gaz - tak, Gudzowaty - nie. Polscy politycy przyjęli to ze zrozumieniem. Obie

Aleksander Gudzowaty jest w marnej formie. Chodzi o lasce, mówi z wysiłkiem. Był niedawno w szpitalu. Przeżył stan śmierci klinicznej.

Przygotowywał się właśnie do udziału w konferencji na temat globalizacji, gdy w Polsce pojawił się premier Putin i zajął się jego skromną osobą. Rosyjski przywódca powiedział: „W swoim czasie wybudowaliśmy system gazociągów przez Polskę i w porozumieniach międzyrządowych napisane jest, że własność tego systemu musi być podzielona między polską a rosyjską firmę 50 do 50 proc., a tu nagle się okazało, że fizyczna osoba z polskiej strony ma 4 proc., chociaż praktycznie w 100 proc. Gazprom finansował cały ten projekt”. Ta osoba fizyczna - to oczywiście on, Aleksander Gudzowaty. „Nie chcę tutaj nikogo winić i myślę, że po prostu trzeba spojrzeć na korupcyjność tej decyzji” - dodał Putin.

- Sądzę, że premier Putin powiedział to w dobrej wierze. Ktoś jednak miał tupet, żeby wprowadzić go w błąd - twierdzi Aleksander Gudzowaty. I upewnia się, czy zanotowałem zwrot „w dobrej wierze”, bo nie chciałby mieć dodatkowych kłopotów. Bardziej niż na rosyjskiego premiera jest rozżalony na polskich polityków, którzy zamiast stanąć w obronie polskiego przedsiębiorcy, przytakiwali gościowi.

Biznesmen natychmiast przystępuje też do prostowania nieścisłości z wypowiedzi premiera Rosji: polski odcinek Jamału budowali Polacy w kooperacji z zachodnimi firmami, Rosjanie w tym nie brali udziału. Inwestycja została sfinansowana przez rosyjski Gazprombank, ale ten na tym przecież zarabia. Umowa rządowa przewidywała wprawdzie, że spółka EuRoPol Gaz ma mieć dwóch wspólników, polskiego i rosyjskiego, ale wyrażała też zgodę na doproszenie dodatkowego.

Polityka 37.2009 (2722) z dnia 12.09.2009; Rynek; s. 44
Reklama