Archiwum Polityki

Czas trawożernych

Światowym rekordem Japonii jest dziś niska dzietność. Czy uda się to zmienić nowej partii rządzącej?

Japończycy z aparatami fotograficznymi byli przez lata żywym świadectwem sukcesu ekonomicznego swego kraju: kraje europejskie mogły się im wydawać tylko sennym skansenem starej kultury. Od kilku co najmniej lat ich samych jednak musiała irytować dynamika Chin. To Japonia wydaje się senna w porównaniu z Chinami, gdzie wszystko mrowi się, kipi, goni. Czasy japońskiego boomu, czyli całe trzydziestolecie od lat 50. po 80. ubiegłego wieku, wydają się odległym mitem. Nad tym mitem czuwała jedna partia – powołana do rządów w roku, którego większość wyborców już nie pamięta: 1955 r. – Partia Liberalno-Demokratyczna (LDP), rządząca (nie licząc 11 miesięcy) nieprzerwanie we właściwym dla krajów azjatyckich stylu aksamitnego autorytaryzmu.

Można powiedzieć, że w Japonii – bez wątpienia demokratycznej, bo są i wolne, uczciwe wybory, i prężne media, i prawdziwy pluralizm społecznych dziwactw – panował system jednopartyjny. Przewaga jednej partii zrobiła się trwała. A półwieczne rządy jednej i tej samej formacji dopiero tworzą „układ”. Powstał silny trójkąt władzy: jeden bok stanowiły rodziny polityczne LDP, drugi – japoński wielki biznes, konglomeraty nierywalizujące ze sobą, zwane keiretsu (więzy albo powiązania), trzeci – japońska, szanowana kasta urzędnicza, zespolona z partią głęboką nieufnością do wszelkiej opozycji.

Jeden z historycznych premierów, Nakasone, z upodobaniem powtarzał, że opozycja to coś w rodzaju niesfornych dzieci w żłobku, i być może Japończycy uważali, że ludzie spoza władzy do władzy nie dojrzeli. Taką mentalność – zdaniem wybitnego znawcy Japonii Karela van Wolferena – wyczuwa się w całej Azji, zwłaszcza w Chinach. Nie tylko więc strach przed władzą, ale i tradycyjny szacunek dla hierarchii i autorytetu sprzyjał jednopartyjności.

Polityka 38.2009 (2723) z dnia 19.09.2009; Świat; s. 88
Reklama