Archiwum Polityki

Kultura się liczy

Wbrew temu, co podawały niektóre media, podczas krakowskiego Kongresu Kultury Polskiej nie kłócono się o pieniądze. W każdym razie nie było rozbieżności między artystami i politykami w podstawowej sprawie, iż pieniędzy jest za mało i należy w budżecie zwiększyć udział wydatków na ten szlachetny cel do 1 proc. (dziś jest 0, 6 proc.). Ale w innych kwestiach nie było już takiej zgodności.

Zgromadzonym w Auditorium Maximum UJ „wyciął numer” b. wicepremier Leszek Balcerowicz, stwierdzając, iż w publicznych instytucjach kultury dominuje „mentalność radzieckiego działacza”. Balcerowicz od razu stał się głównym wrogiem Kongresu, choć spodziewać się można było, iż ta niewdzięczna rola przypadnie prof. Jerzemu Hausnerowi, autorowi znanego już wcześniej raportu, w którym postulował wprowadzanie mechanizmów ekonomicznych w obszar kultury.

Tymczasem Hausner podczas kończącego Kongres „panelu paneli” dostał brawa, ponieważ wyraził zdziwienie, że do Krakowa nie przyjechał premier Tusk, by ogłosić, że państwo nie zamierza zrezygnować z mecenatu nad kulturą, a sprawy mediów publicznych doczekają się wkrótce rozwiązania.

Tuska czepiali się też najmłodsi twórcy, którym nie podoba się, że premier kopie piłkę i buduje stadiony, a nie jest widywany w teatrze. Szefa bronił rozsądnie minister Michał Boni, przedstawiając projekt „Polska 2030”, w którym w szczególności jeden cel strategiczny państwa zwraca uwagę: „Zmniejszyć odsetek osób nieuczestniczących w kulturze z obecnych 60 proc. do 30 proc.”. Nie mam pewności, czy liczby te trafiły do wyobraźni dyskutantów, z których część – jak to bywa przy tego rodzaju okazjach – powtarzała banały o wyższości kultury wysokiej i niczym nieskrępowanej wolności twórczej za publiczne środki.

Polityka 40.2009 (2725) z dnia 03.10.2009; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 6
Reklama